O 5 rano pobudka w pociągu- Bikaner wita:) Miasto to jest wszystkim nie podrodze. Nie jest to żadna wielka turystyczna miejscowość. Za to swoją skromną atrakcją przyciąga dość wielu turystów... ale o tym za chwile:)
Może z zewnątrz nie wygląda okazale, ale w środku robi prawdziwe wrażenie. Jest to świątynia, w której czczone są SZCZURY!!! W głównym budynku po podłodze biega ich setki. Znajdziesz też mega dużo martwych lub chorych osobników. Najlepsze w tym, że trzeba tam być na boso. I chodzić po tej brudnej podłodze miedzy szczurami i ich odchodami.
Szczury karmione są słodyczami i mlekiem. Hindusi ustawiają się w kolejce, żeby złożyć dary tym zwierzętą. Jest to jedno z najobrzydliwszych miejsc w jakich byłem w indiach. Po wizycie w świątyni myślałem, że bakterie i inne zarazki są wszędzie na moim ciele:) Całe szczęście na zewnatrz można było umyć nogi:)
Taka ciekawostka. Hindusi czczą szczury gdyż są one środkiem transportu jednego z najlepszych bogów tego kraju- Ganeshy. Na różnych amerykańskich kreskówkach widzimy, że słonie zazwyczaj boją sie myszy:) Indianie myślą trochę inaczej, gdyż w ich religii bóg o głowie słonia i ciele sumo, stojąc jedną noga na szczurze, przemieszcza trytoria tego pięknego kraju:)
W Bikanerze nie ma za dużo do zwiedzania. Bardzo ładny fort, pałac i zabytkowe kamienice na ztarym mieście. O 16 nie mieliśmy już nic do roboty, więc wróciliśmy do hotelu, aby odpocząć i pooglądać pare filmów na HBO.
Pociąg powinien być o 00:45. Na peronie powiedzieli nam, że niestety z powodu monsunu w Punjabie opóźnienie pociągu wynosi 7h!!! Wrociliśmy do naszego pokoju na dalszy sen. O 6 rano powiedzieli nam, że na 100% pociąg bedzie o 9. Nie było już sensu wracać znowu do pokoju. Przez te 3h to można sie wyspać na peronie:) Niestety w między czasie opóźnienie znowu się zwiększyło. Po 12h czekania wkońcu udalo nam się opuścić Bikaner. Jodhpur wita nas.
W Jodhpurze wylądowaliśmy późnym wieczorem a nie jak planowaliśmy o 6rano:) Całe szczęście przeznaczyliśmy na to miasto 2 dni. Po zabookowaniu hostelu i rezerwacji biletów na następny dzień, udaliśmy się na kolacje ze wspaniałym widokiem na zapierający dech w piesiach fort:)
Poranne zwiedzanie zaczeliśmy od fortu. Zajelo nam to 4h. Potężna budowla, jest jednym z najciekawszych budynków jakie widziałem w Indiach. Swoim ogromem robi wrażenie:)
Z murów rozpościera się widok na całe miasto. Jodhpur nazwany jest niebieskim miastem. Nazwę ta zawdzięcza niebieskim budnką w starej części miasta. Tym razem ten kolor pasował do nazwy, nie jak to mialo miejsce w Jaipurze:)
Po forcie udaliśmy się na spotkanie. Z Tanią, która poznaliśmy w Jailsamerze. Razem z nia kontynuowaliśmy naszą podróż:) W Jodhpurze został nam do zwiedzenia pałac i następnie Uadipur wita:)
Stwierdzam, że Hindusi są kiepscy w wymyślaniu chwytliwych haseł reklamowych. Jaipur- różowe miasto, Jailsamer- złote miasto, Jodhpur-niebieskie miasto no i na koniec Udaipur- białe miasto:) Wyjątkowo orginalnie:) Tym razem nazwa pochodzi o białych marmurowych budynków.
Największą chwałą tego miasta jest James Bond:) a mianowicie film ‘Ośmiorniczka’, który był kręcony głownie w tym mieście. Z tej oto okazji w każdej restauracji w mieście od 15 lat dzien w dzień o godzinie 19 wyświetlny jest ten o to film:) Naprawde przyjemnie było go sobie obejrzeć, szczególnie po 8miesiącach w Indiach człowiek patrzy inczaej na fragmenty dotyczące kultury tego kraju. Przezabawna scena gdy widzimy Bonda w odpicowanej rikszy:D:D:D
Rankiem ostatniego dnia udaliśmy się od stolicy Gujaratu- Ahmedabadu. Bardzo nudne miasto, całe szczęście udaliśmy się tam, żeby złapać pociąg do Bombaju. Co można robic w tym rejonie Indii. Tu nawet alkohol jest zabroniony. Totalna prohibicja:( Przydział na alkohol można otrzymać tylko i wyłącznie gdy w twoim paszporcie znajduje się pieczątka lekarza potwierdzająca, że jestes alkoholikiem:P:P:P
Po 9 dniach wyczerpującej podróży wróciłem do Bombaju. Troche mam mieszane uczucia ale za miesiąc i tydzień opuszczam Indie:) Ciekawe gdzie mnie teraz nogi poniosą:)
A wy panowie oczywiście mieliście odpowiednie stempelki w paszportach - prawda? ;)Żałuję, że nie zdążyłem zobaczyć tego Rajastanu...
OdpowiedzUsuńNo niestety nie posiadaliśmy takowych:):):)
OdpowiedzUsuń