poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Fremeni pustyni - Rajastan część I

Kolejna podroż mi w głowie siedzi. Prawdopodobnie to już ostatnia wyprawa po Indiach, jaką odbędę w tym roku:( No cóż trzeba ją zaplanować dobrze:) Pierwsza myśl, jaka przychodzi mi na myśl to Rajastan. Pustynny stan północno-zachodnich Indii. Brzmi obiecująco zobaczymy jak tam będzie. Zapraszam was w podróż po kolorowym Rajastanie...
 Znajomi z pracy podrzucili mi pomysł. Jedziesz do Rajastanu- jedź pociągiem. 8 dni w tym cudownym środku transportu i zwiedzasz wszystkie najpiękniejsze miejsca tego stanu. Pociąg wyrusza z Delhi i nazywa się ‘Palace on Wheels’. Zdjęcia wyglądają też zachęcająco. Szkoda tylko, że nie stać mnie na takie podróżowanie. 8dniowy kurs z wszystkimi wstępami do fortów i innych zabytków kosztuje jedyne 2600$ Zresztą sami zobaczcie, jakie luksusy. Szkoda, że tak nie ma w PKP:)
Tym razem ciężko było zebrać ekipę do podróżowania. Większość znajomych już mi wyjechała, a ci nowi dopiero co przyjechali i nie mogą takiego długiego urlopu dostać. No nic jedziemy tylko w 2 Michael z Niemiec i ja. Przygoda zaczyna się lekko z dreszczykiem. Michael przy za wczesnym wyskakiwaniu z pociągu poślizgnął się na mokrej powierzchni peronu. Gdyby nie jego plecak możliwe ze wturlałby się pod pociąg. Normalnie palpitacja serca. Żeby tak zaczynać podróż. Całe szczęście nic się nie stało. Tak się śpieszyliśmy na pociąg, a tu co... 2h opóźnienia:)
 Po 23 godzinach spędzonych w pociągu, w końcu dotarliśmy na miejsce:) Jaipur zwane także ‘różowym miastem’.
W pierwszy dzień nie mieliśmy za bardzo czasu na cokolwiek. Po poszukaniu hostelu, kolacji i paru piwkach była już godzina 23. Co się okazuje w cały Rajastan o tej godzinie ‘umiera’.  Ulice stają się puste. Sklepy i restauracje zamknięte. Tylko gdzie niegdzie widać grzebiące w śmietniku psy.
 Rano (jak to zwykle bywa na moich wyprawach) ruszyliśmy w podroż pod miasto. Zobaczyć słynny Amber Fort. Ogromna budowla, robi wrażenie. Tylko jak się przekonacie później z moich opowieści Rajastan to głównie forty. Wiec po 9 dniach ma się ich trochę dosyć:)
 
Po wyjściu z fortu zdobyłem nową umiejętność. Zostałem tak zwanym zaklinaczem węży. Teraz żadna kobra nie jest mi straszna:)
Następnym punktem programu było stare miasto. Pałac i Jantar Mantar. Jeden z ważniejszych zabytków tego miasta. Bardzo dziwne i duże obserwatorium astronomiczne. Wszędzie były schody prowadzące do nikąd:) Po wyjściu z tego miejsce miałem tylko jedną myśl w głowie. Technologia posunęła się tak daleko do przodu, że tak wielki kompleks dziwnych budowli zmieściła w małym zegarku:)
Jaipur jak już wcześniej wspomniałem, nazwany został różowym miastem. Powód jest prosty. Wszystkie elewacje w starej części miasta pokryte są różowym tynkiem:) Jedyny kłopot jaki widzę w tej teorii jest taki, że ściany mają kolor brązowy lub lekko czerwonawy. Wiec ten kto nazwał tak to miasto był chyba lekkim daltonistą:)
 Pod wieczór wspinaliśmy się na podmiejski szczyt, na którym znajduje się świątynia Ganesh’y. Bardzo spokojne miejsce z przepiękną widokiem na całe miasto. Problem jest tylko z wejściem na górce po bardzo stromych schodach:) Moja wydolność po 8 miesiącach w Bombaju zmalała drastycznie:)
Wieczorem czekała nas całonocna podróż w pociągu. Zaopatrzeni w małe drineczki na drogę ruszyliśmy do przedziału. Zastaliśmy tam Jimmiego z Chin i Tanie z Wielkiej Brytanii. Bardzo mili ludzie, z którymi później kontynuowaliśmy naszą wyprawę. Tania zwykła o mówić o naszym poznaniu, że nagle w pociągu pojawił się Polski i Niemiecki anioł z zbawienną wódką w plecaku:)
 Rano jak się obudziliśmy czuliśmy się jak na pustyni. Cały pociąg był pełen piasku:) Wszytko nawiane zostało przez okna z pobliskich wydm:)
 Jimmi w swoich podróżach po Indiach używał głownie Couch Surfingu. Zaproponował, żebyśmy w Jailsamerze wszyscy razem poszli do tej osoby z ‘kanapą’:) i może uda się nocować za darmo. Okazało się, że jest on właścicielem małego hostelu przyjmującego tylko osoby z tego portalu. W bardzo przytulnej atmosferze zamieszkaliśmy w murach starego pustynnego fortu:)
 Nasze mieszkanie tam nie trwało jednak za długo, gdyż postanowiliśmy udać się na nocną wyprawę na pustynie. Wynajęliśmy Jeepa, który zawiózł nas do małej wioski, gdzie udało nam się zorganizować małą karawanę.
Jazda na wielbłądzie na początku wydaje się wielką frajdą. Niestety po godzinie, pewna tylna część ciała zaczyna doskwierać:) Po 2h marzy się tylko o tym, żeby zejść z tego pięknego stworzenia. No ale czego się nie robi, żeby spędzić noc na pustyni jak prawdziwy Fremen:)
Oczywiście na pustynie nie wybraliśmy się z pustymi rękami:) Ognista woda była z nami. Niestety szybko się skończyła. No ale i tak pomogła rozweselić towarzystwo. 
Wieczorem pustynny obiad. Chiapati, ryż i troche masala mix veg:) Wszystko popijane czajem przygotowanym przez naszego wspaniałego przewodnika w pomarańczowym turbanie. Nakrycie głowy tego śmiesznego człowieka spełniało wiele funkcji: schowek na komórkę, pieniądze lub papierosy, a w ostateczności 9metrów tkaniny można było trochę skrócić i użyć jej jako papieru toaletowego:)


Noc nie była zimna, tak jak sądziłem, że będzie. Za to wiatr i piasek były nie do wytrzymania. Rano jak się obudziłem to czułem piasek wszędzie DOSŁOWNIE WSZĘDZIE!!!!
Rano śniadanko i powrót na wielbłądach do Jeepa:) W Jailsamerze długi prysznic, żeby pozbyć się całego piasku i ruszamy na zwiedzanie miasta.
Jailsamer nazwany jest złotym miastem ze wzgledu na piaskowiec i pustynie która go otacza. W środku znajdziemy bardzo stare przepięknie rzeźbione kamienice, wąskie romantyczne uliczki a także masę ulicznych sprzedawców i krowich placków:)
Przepiękne miasto warte odwiedzenia:) Wspaniale spędzony czas w doborowym towarzystwie. No ale szybko się skończył trzeba iść na pociąg. Przede mną i Michaelem Bikaner...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Raksha Bandhan Festival

W kalendarzu hinduskim 24 sierpnia przypada uroczystość Raksha Bandhan. Jest to święto podczas, którego siostra wiąże bratu ‘Rakhi’. Jest to tradycyjna bransoletka. Przez ostatnie tygodnie cale stragany uginają się pod ciężarem tych świecidełek.

Rakhi wiązane są w celu ochrony brata przed nieszczystymi mocami. Siostra i brat nie muszą oznaczać rodzeństwa. Mogą to być dobrzy znajomi. W moim przypadku właśnie tak było.

Związku z moim wyjazdem do Rajastanu musieliśmy przyspieszyć tą ceremonie o pół tygodnia. Trzy moje koleżanki z pracy odprawiły nademną puje. Najpierw zrobiono mi ‘tile’, czerwoną kropkę na czole, za pomocą kumkumy. Następnie posypano mnie ryżem i złotą obrączką machano nad mą głową (chyba po to, żeby pieniądze mi przynieść:) )

Częścią uroczystości jest karmienie brata słodyczami. Więc po trzech pujach byłem już taki pełny, że nie mogłem jeść obiadu:) Po słodkiej przyjemności następuje chwila okadzenia. Na tacce z darami paliło się kadzidełko, którego zapachem przesiąkłem. Na końcu ceremoni następuje wiązanie ‘rakhi’ i błogosławieństwo stóp.

W taki właśnie sposób moja rodzina powiększyła się o trzy siostry. Przedstawiam wam nowe rodzinne zdjęcie:)

wtorek, 17 sierpnia 2010

15 sierpień- Dzień Niepodległości


15 sierpnia Indianie świętują swój Dzien niepodległości. Wkońcu po wielu latach ucisku wyrawli się z pod władzy brytyjczyków. Życzę więc wszsytkich hindusą , żeby ich kraj wzrastał w siłę i by potrafili wykorzystać swoją niepodległość.
Kiedy składałem podobne życzenia jednemu znajomemu w pracy, usłyszałem bardzo dziwną odpowiedz. Po co im ten dzień. Lepiej było jak rządzili nimi brytyjczycy. Przynajmniej był porządek, a nie jak teraz wolna amerykanka, każdy robi co chce i żeby coś załatwić potrzebna jest masa pieniędzy na łapówki. Naprawde dziwne myślenie, cale szczęście jego pogląd jest w mniejszości.
Z okazji tego dnia AIESEC zorganizował obiad w restauracji. Wynajęta sala i obowiązkowy hinduski strój. Wszystko było zaplanowane na godzine 12. Niestety jak to bywa w Indiach pierwsi goście pojawili się ok 13 a większość przyszła po 14:) Zaserwowano nam drinki bez alkoholowe, bo w w ten dzień przypada ‘Dry Day’. Napoje alkoholowe można kupic tylko na czarnym rynku:):):)
Jedzenie było dobre ‘Chicken biriani’ i ‘veg raita’:) Na polskie to ryż z kurczakiem i coś podobnego do mizerii:) Poznałem mase nowych praktykantów. W Bombaju czuje sie coraz dziwniej. Większość moich znajomych wrocila już do domu. Hmmm chyba już powoli pora i na mnie:( Czuje się już tu jak stary bywalec. Została już tylko garstka osób, które były ze mną od początku.
 Spotkanie było bardzo miłe, ale czułem się zawiedziony. Nic nie dowiedziałem się o historii Indi. Jak wywalczyli swoją niepodległość. Myślałem, że AIESEC się  trochę wysili i przygotuje chociaż małą prezentacje o swoim kraju. Niestety nic takiego się nie wydarzyło.
Słoneczna pogoda sprzyjała zwiedzaniu, więc po obiedzie pojechaliśmy zobaczyc największą świątynie Ganesh’y w Bombaju. Bardzo miłe miejsce, niestety zatłoczone. Przy głównym ołtarzu gdzie Hindusi składają dary z kokosa, kwiatów i słodyczy, był taki tłok, że policja i straż światyni pozawlała wiernym stać tam tylko pare sekund i pożniej siłą wyrzucali. Może przydali by sie tacy pod pałacem prezydenckim:):):)

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Naamkaran - Ceremonia Imienia

Nie tak dawno temu zostałem zaproszony przez znajomego z pracy na Naamkaran - Hinduską Ceremonie Imienia. coś takiego jak chrzest. Zaproszone zostało całe biuro ale jak to bywa w Indiach, ciężko tu się ludziom zmobilizować i wykazać trochę grupowych zachowań:) Ostatecznie na ceremonii pojawiliśmy się w 3 Vilgaile, Sumeet i ja:)
Życie Hindusa oparte jest na horoskopie. Wszystkie ważniejsze decyzje podejmowane są w odpowiednim czasie zależnym od układu gwiazd.Ostatnio nawet czytałem artykuł, w którym opisane było dlaczego dużo (aranżowanych) małżeństw się nie udaje. Co się okazuje przed ślubem trzeba iść do astrologa, który w oparciu o twój horoskop obliczy odpowiednia datę ślubu. Wiadomo, że obecnie okład gwiazd się zmienił i znaki zodiaku nie odpowiadają tym samym gwiazdozbiorom z przed tysięcy lat. Obecnie Strzelec może wypadać w marcu a nie w grudniu. Z tego własnie powodu przy układaniu horoskopu trzeba brać poprawkę względem gwiazd. Niestety tani astrolog takich rzeczy nie robi i używając szablonu popełnia błędy. Biedne małżeństwa muszą później cierpieć z tego powodu:):):)
W przypadku narodzin dziecka jest podobnie. Opierając się na dacie urodzenia i fazach księżyca ustalany horoskop dla nowo narodzonego:) To samo dzieje się z imieniem. To nie jest tak jak na całym świecie, że rodzice wybierają sobie imię dla dziecka, często jeszcze przed urodzeniem. W Indiach trzeba czekać aż dziecko przyjdzie na świat. Wtedy patrząc na ułożenie gwiazd, księżyca i datę, rodzicom przydzielane są literki. W tym przypadku było to R lub S, czyli imię może zaczynać się na jedna z tych leter:)
Ogólnie cały obrzęd jest zarezerwowany dla kobiet. Na początku odprawiana jest puja- hinduska modlitwa, a później przechodzi się do ceremonii związanej z imieniem. Niestety nie mogę wam opowiedzieć co tam się działo, gdyż z powodu nieustających Bombajskich korków spóźniliśmy się godzinę.
Po wszystkich obrzędach następuje przyjmowanie gości i sesja zdjęciowa z dzieckiem. Przez dom przewijają się setki osób by przywiać nową istotę na naszym świecie. Wszystkie kobiety w sarii a  faceci jak zwykle w świecących koszulach bądź kurtach:) Po wszystkim na koniec odbywa się wyżerka na dachu:) Mężczyźni zaczynają pić, a kobiety im usługiwać:) Żadna z nich nie może się napić alkoholu gdyż nie wypada, żeby dziewczyna piła:):):) 

Jedzenie jest pycha, ale tęsknię już za polskim:):):)