czwartek, 30 września 2010

Praca dla pracy:)

Jak każdy dobrze wie, Indie są krajem przeludnionym. Ogromny procent społeczeństwa nie ma żadnego wykształcenia:( Co z takimi ludźmi zrobić? Trzeba znaleźć im prace. Porównując z Europą, idąc do restauracji na 4 stoliki przypada jeden kelner. Sytuacja w Indiach ma się podobna, tylko że lekko odwrotna:) Na jeden stolik przypada tu 4 kelnerów, a i tak rachunki są pomylone, dania spóźnione i jakość obsługi wyjątkowo marna. Może nie znają przysłowia: „Gdzie kucharek 6 tam nie ma co jeść:)”.
Każdy chce pracować. Dlatego wszystkie budynki mają swoich stróży, zazwyczaj więcej niż 2. W moim pierwszym mieszkaniu było ich chyba 8. Ważną fuchą jest bycie windziarzem:) Chyba każdy budynek publiczny ma swojego człowieka, który wciska guziki w windzie. W co ważniejszym budynku na każdym piętrze znajdują się ludzie przywołujący windę:)
Ciekawy zawód to Chaiwala. Czyli człowiek podający herbatę w biurze:) W Europie rozwiązujemy taki problem za pomocą ekspresu do kawy, ale w Indiach taniej jest wynająć człowieka. Jak jest bardziej rozgarnięty to obsługuje także ksero. W przypadku mojego biura Chaiwala jest świetnym człowiekiem . Zawsze coś miłego i śmiesznego powie. Pozdrowienia dla Santosha:)
Coraz bliżej mi do domu a ja czuje, że w Indiach się mega rozleniwiłem. Coś czuje, że ciężko będzie mnie zagonić do podstawowych czynności domowych jak ścieranie kurzy, mycie podług itd.:) Przez cały rok mamy 2 sprzątaczki, którym płacimy 50zł na miesiąc i przychodzą co 2 dzień sprzątać całe mieszkanie. Koszul też już nie prasuje bo idę na ulice i place 2rupie od ubrania:) Najśmieszniejsze jest to, że wszyscy używają tu żelazek z duszą. Takie modele to tylko na skansenie można w Polsce zobaczyć:) W Indiach na każdej ulicy:) Taki bliski kontakt z historią:)
Może coś dla mojego brata budowlańca:) Jak się buduje w Indiach:) Przede wszystkim nie ma żadnych zabezpieczeń. Robotnicy chodzą boso, nie raz widziałem jak wynoszą ludzi z całą zakrwawioną nogą. Cały gruz z placu budowy wynoszony jest nie na taczkach tylko na głowie:) Tą samą metodą na budowę trafiają wszystkie potrzebne materiały, jak piasek, cement itd.
Najlepsze są rusztowania. 90% z nich robione jest z bambusa i wiązane sznurkiem. Cała budowla wygląda mega niestabilnie. Nawet niektóre odcinki metra budowane są na palach bambusa. Ogólnie plac budowy w Indiach jest mega niebezpiecznym miejscem, ale warto przyjechać i zobaczyć jak ja każdym kroku stawiany jest nowy drapacz chmur.
Może na koniec powiem trochę o dabbawala. W Bombaju mocno rozwiniętym biznesem jest dostarczanie obiadu do firm. Nie jest to zwyczajne danie z restauracji. Są to dania prosto od mamy:) W dosłownym sensie. Matka, żona bądź kochanka zrobią rano obiad, który popołudniu zostanie dostarczony prosto do biura męża lub syna:)
Oczywiście w większości przypadków firmy podpisują kontrakt z jakąś gosposią, która gotuje dla całego biura. Takie potrawy dostarczane są codziennie ok 13. Jest to mega tanie. Ja płace 50rupi za trzy dni, gdzie przeciętny obiad w restauracji kosztuje 80RS.
Rano na stacji widać dziesiątki pojemników czekających na wypełnienie i dostarczenie do głodujących pracowników:) Na pierwszy rzut oka, wygląda to na mega chaos. Nie wiem jak to się dzieje, ale wszytko jest zawsze dostarczane na czas do odpowiednich ludzi:) I dzieje się to bez użycia żadnego komputera:)
 Smacznego:)

czwartek, 23 września 2010

Ganpati Festival:)

Zapewne pamiętacie z moich poprzednich blogów jednego z ulubionych bogów Hinduskich- Ganesh. Dzisiejszy post poświęcony właśnie tej istocie:) Przedstawiam wam boga szczęścia i dobrobytu- Ganpati:) (jedno z jego imion)
 Jedną z moich ulubionych historii jest opowieść o tym jak to się stało, że Ganesh ma głowę słonia. Zapraszam do wysłuchania tego krótkiego opowiadania.
Ganpati jest synem Shivy i Parvati. Urodził się w całkiem normalnej formie pomimo tego, że jego ukochany tatuś, jeden z 3 głównych bogów, jest niebieski:) Ganesh był ulubieńcem mamusi, taki mami synek:) Pewnego razu Parvati wybrała się do łaźni, zabrała ze sobą swojego ukochanego synka i kazała mu pilnować wejścia. Zabroniła mu wpuszczać kogokolwiek:) No niestety w pewnym momencie tatuś chciał dołączyć do mamusi, w jakim celu tego nie wiemy......:) Oczywiście na warcie stał nasz dzielny Ganpati i twardo zabronił ojcu się zbliżać. Między tymi dwoma doszło do sprzeczki, która zamieniła się w wielką wojnę. Shiva wysyłał zastępy demonów aby pokonały Ganeshe. Niestety dzielny młody bóg pokonywał wszystkie przeszkody. W końcu na pomoc zdesperowanemu ojcu przyszedł jego brat Vishnu (obrońca świata). Wraz z jego pomocą Shivie udało się zabić własnego syna.... Kiedy Parvati wyszła z kąpieli zobaczyła ciało swojego ukochanego dziecka całe we krwi. Przerażona matka zaczęła płakać i oznajmiła swojemu mężowi, że nie dopuści go aż nie przywróci życia ukochanemu synkowi. Cóż biedny Shiva mógł począć, powiedział Pravati, żeby przyniosła mu głowę pierwszego zwierzęcia jakie zobaczy na swojej drodze:) Tak się stało, że był to młody słonik. Shvia za pomocą magi i zaawansowanych metod chirurgicznych umieścił głowę słonia w ciele swego syna i tym samym przywrócił go do życia:)
Przez fakt, że nasz drogi Ganesh wrócił do nas z drugiego świata stał się on symbolem szczęścia, wiary w to, że można nawet śmierć przezwyciężyć:) No i oczywiście reszta ciała wskazuje, że żył on sobie w dobrobycie i raczej nigdy nie głodował:)
Może skończymy z mitologią i przejdziemy do opisu jednego z najważniejszych świąt w Indiach. Ganpait Festival to 11 dni świętowania i dziękczynienia Ganeshy za całe dobro, które sprowadził na świat. Jest to bardzo kolorowe święto, może nie tak bardzo jak Holi ale i tak na ulicach nie zabrakło ludzi rzucających kolorowym proszkiem w przechodniów:) całe szczęście tym razem udało mi się uniknąć tej przyjemności kiedy twoja skóra przybiera wszystkie kolory tęczy:)
Na każdej ulicy do połowy sierpnia zaczęły się budowy platform, na których 11 dni temu stanęły monumentalne posągi Ganeshy. Towarzyszyły temu śpiewy, tańce i modlitwa. Wszystko w jednym w końcu Ganpati to taki bóg i do tańca i do różańca:)
Skąd się wzięła idea tego święta. W czasach kiedy Brytyjczycy rządzili w Indiach panowała ogólna cenzura i brak swobody mówienia. Pewnego razu w XIX wieku jeden z polityków podczas świętowania na swojej scenie zaczął umieszczać ukryte przesłania dla hindusów, żeby w końcu się zmobilizowali i wyrwali się Brytyjskiej tyranii. Pomysł ten spodobał się Indianą i szybko rozprzestrzenił się z Bombaju na cały kraj. Do tej pory święto to ma w sobie trochę politycznego ducha. Większość partii prześciga się, która za sponsoruje więcej, większego lub najładniejszego Ganeshe w mieście. Na wszystkich ulicach znajdują się plakaty z głównymi kandydatami partii i Idolami Ganpatiego:)
Ogólnie to prawie każda społeczność przygotowuje swoją własną scenę. Przez ten czas ulice przystrojone są lampkami tak jak u nas na Boże Narodzenie:) Wszytko jest piękne i kolorowe. Na ołtarzach znajdują się posągi Ganeshy w każdych rozmiarach. Większość przeważnie jest ok 2m. Znajdują się też takie które osiągają rozmiar ok 10m. Najbardziej znanym jest Lalbaug Raja, żeby go zobaczyć trzeba było stać cały dzień w kolejce, a w weekend nawet cały dzień i całą noc. Na pewno robił wrażenie, ale z powodu tłumów zrezygnowałem z oglądania:)
Codziennie przez 11 dni przy scenach odbywają się puje po których zazwyczaj następuje zabawa. Głośne bębny, śpiewy i fajerwerki rozbrzmiewają w każdym zakątku Bombaju. Nieraz wydaje się, że ktoś strzela z kałasznikowa. Całe szczęście są to tylko petardy.
Po 11 dniach następuje najciekawsza część uroczystości- topienie Ganeshy, które ma symbolizować ponowne odrodzenie.  Przez cały dzień miasto jest sparaliżowane. Z każdej sceny znikają posągi. Ludzie wciągają je na wozy, ciężarówki a najmniejsze idole noszone są w ręce. Tak zaczynają się długie procesje pełne kolorów i tańca:)
Przy najważniejszych plażach Bombaju tłok jakich mało. Wszędzie unosi się zapach kadzideł używanych podczas pujy. Przynajmniej zabija to zapach potu, którym przesiąkł cały tłum podczas tych upalnych dni:)
Ogromne posągi spychane były do wody, gdzie pozostaną, aż prąd morski nie wyrzuci je znowu  na plaże:) Pobyt w tym miejscu robi ogromne wrażenie. Dziesiątki Ganeshy stoją w wodzie a między nimi pływają hindusi. Tak na marginesie woda w Bombaju nie nadaje się do kąpania. Jest brudna, czarna i śmierdząca. Widocznie im to nie przeszkadza. W końcu każdy Ganpati błogosławi miejsce, w którym stoi:) To tak jak pływać w wodzie święconej:):):)
 Happy Ganpait:)

środa, 15 września 2010

Zaaranżowane małżeństwa:)

Jak już pewnie zauwazyliście, Indie różnią się pod wieloma względami, od wiekszości świata:) Kolejnym przykładem tej odmienności jest małżeństwo. W Europie mamy trudniej niż tu. Najpierw trzeba znaleść tą jedyną kobietę, pobyć z nią przez jakiś czas, poznać się lepiej no i jak nadejdzie odpowiedni czas, kiedy stwierdzisz, że chcesz się oddać własnowolnie do niewoli- ślubujesz z nią:)
W Indiach wygląda to troche inaczej:) Ostatnio rozmawiałem ze stróżem nocnym mojego budynku i usłyszałem od niego ciekawą rzecz. Beret (takie jest jego imie) zapytał się mnie czy przyjadę do niego na ślub. Zdziwony zapytałem czy już znalazł wybrankę życia:) na co on odpowiedział, że nie ale wczoraj powiedział rodzicą, że chce ślubować za rok wiec muszą mu kogoś znaleść:):):)
Tak moi drodzy w tym kraju to rodzice wybierają kto jest dobrą partią dla ich potomstwa:) Miłość nie ma znaczenia, przyjdzie z czasem:) Każdy się na to zgadza, nikt się nie buntuje. Przcież mama z tatą wiedzą co jest dobre dla ich dzieci.
W ekstremalnych przypadkach państwo młodzi widzą się pierwszy raz na ślubie:) Zazwyczaj rodzice wybierają dla córki 5 kandydatów. Wstępna selekcja po zdjęciu, następnie z każdym z nich trzeba się wybrać na randkę zobaczyć czy pasują do siebie. Takie spotkania przypominają bardziej rozmowe kwalifikacyjną. Dziewczyna i chłopak przynoszą swoje CV i zaczyna sie bardzo poważna konwersacja na tematy zawodowe:)
Ostatnimi czasy bradzo pomocne okazały się portale internetowe. Coś podobnego do naszych portali randkowych. Różnica polega na tym, że to nie my zakładamy sobie profil ale robią to za nas rodzice:) To oni przegladają zdjęcia potencjalnych kandydatów i kandydatek, a następnie zapraszają na spotkanie rodzinne. Podczas takieg posiedzenia odbywają się poważne rozmowy biznesowe:) W dużych miastach, rodzia pani młodej może chcieć samochodu, złota nowego domu, natomiast na wsi idą w mniejsze stawki, jak kury, wielbłądy, krowy idt.:)
Tak o to załatwia się ślubny biznes:) Brak tu rozwodów więc może i ten sposób jest dobry:) Mamo tato, za 1,5 miesiaca jestem w domu. Poraz zacząć szukać żony dla syna:):):)

piątek, 10 września 2010

Ramadan i niebiański market:)

Dzisiaj oficjalnie skończył się Ramadan. Muzułmański miesiąc, gdzie od rana do wieczora dzień w dzień, każdy przedstawiciel tej religii musi pościć. Codziennie ok 19 w dzielnicy muzułmańskiej otwierały się cudowne stragany z jedzeniem. Szkoda, że poszedłem tam dopiero w ostatni dzień. Czułem się tam jak w raju:) Tu zwierzęta wiedziały, że najlepiej im bedzie na moim talerzu a później w brzuchu:)

Zapewne większość z was wie, że Indie są w 90% krajem wegetariańskim. Dlatego deficyt mięsa w moim organiźmie jest ogromny:( Całe szczęście takie miejsca jak nocy muzułmański stragan z kebabami sprawia, że człowiek czuje się odrazu lepiej:) Mój żołądek czuje się zaspokojony.

W Europie panuje obecnie moda na Indie. Wszedzie w telewizji słyszymy o pięknym kolorowym kraju pachnącym przyprawami... Zgadzam się z tą opinią , że Indie są cudownym, pięknym krajem i zachęcam każdego do wybrania się w podróż po krainie masali:) Niestety jeśli chodzi o kolory i zapachy jest tu troche inaczej. Kolory, są zazwyczaj wypłowiałe:( z ‘walorami nosowymi’ czasami jest jeszcze gorzej... Na ulicach częstym zapachem jest uryna a bedąc w tlumie pot i stare ubrania... Pierwszy raz przyprawy w powietrzu poczułem wczoraj, kiedy zaczęło się wielkie grilowanie na ulicy. Hmmm było cudownie.

Może teraz troche o tym co jedliśmy ciekawego. Przez 2 godziny, które tam spędziliśmy przemieszczaliśmy sie z jednego stoiska na drugie, podąrzając za najlepszym zapachem:) Pierwszy przystanek ‘Mountain Chicken Kebab’. Zielone soczyste mieso z kurczaka, niebo w gębie.

Kolejny przystanek jest dla ludzi o mocnych nerawch. W ostatnich latach w amerykańskim kine akcji widzimy coraz więcej apokaliptycznych wizji jak bedzie wyglądał świat po wybuchu nuklearnym. Oczywiście w tych filmach wszędzie roi się od Zombi. W celach integracji z tymi istotami postanowiłem
znowu skonsumować ich ulubione danie-....... MÓZG:) Idealnie przyprawiony, delikatny poprostu miodzio:)

Kolejna potrawa- Shwarma ale to taki standard więc rozpisywać się nie będe:) Za to kolejny przystanek jeste trochę brutalny. Na zdjęciu poniżej widzicie klatkę z ptaszkami. Wygladały na bardzo milutkie:) Wybralismy sobie jednego takiego najsłodszego i ..... odcieli mu głowe wyrzucili pióra i bebechy, przyprawili i na ruszt:) Pycha:) Ze względow humanitarnych nie uwieczniłem tego procesu na zdjęciach.

Ostatnia potrawa to tradycyjny muzumański deser:) Zapomniałem nazwy ale jak wszystko na tym targu, było mega dobre:) Szkoda tylko, że wybrałem sie tam tak późno. Ciekawe jakie jeszcze doznania smakowe mógłbym tam odkryć....

poniedziałek, 6 września 2010

2 września - Krishna Janmashtami

W tym roku 2 września w Indiach przypadało święto Krishna Janmashtami. Jest to festiwal, podczas którego na większości ulic w Indiach budowane są piramidy z..... LUDZI:)
Zasady całej zabawy są proste. Drużyna musi zbudować wierze tak wysoką, żeby pałką rozbić dzban z śmietaną zawieszony nad ich głowami. Wygrana zależy od miejsca i funduszy społeczności organizującej festiwal w danym miejscu. Największa piramida jeśli się nie mylę sięgała ok 30 metrów. Nagroda dorównywała Jej wysokością:) 300 000RS aż ciężko mi w to uwierzyć ale podobno to prawda:)
Dla pokazania wam jak się buduje taką piramidę, nagrałem krótki filmik. Miłego oglądania.

Jak widzicie zabawa na całej ulicy jest przednia:) Kumple z pracy nie powiedzieli mi, że czeka mnie taneczna prysznicowa furia:) Całe szczęście ustawiłem się pod ścianą dla lepszego widoku. Tam woda mnie nie dosięgła. Ludzie w pracy byli zawiedzeni jak wróciłem do biura suchy:)
Całe to budowanie piramid wygląda na wspaniałą zabawę. Ludzie na wioskach przygotowują się miesiącami, aby pobić kolejny rekord i zgarnąć główną nagrodę:) Festiwal ten ma też swoją ciemną stronę. Każdego roku setki osób ulega wpadką podczas upadku z piramidy. Sam widziałem parę razy jak siedmio lub sześciopoziomowa wieża upada. Może i jest to nie bezpieczne ale jakie efektowne:) 
Dlaczego Hindusi to robią? Odpowiedz jest prosta. Jak wszystko w Indiach tak i ten festiwal połączony jest z jakimś religijnym wydarzeniem. Chodzi mi dokładnie o urodziny Kriszny. Inkarnacje Vishnu jednego z głównych Hinduskich bogów. Kriszna nazywany jest Wielkim Kochankiem bo chyba nikt nigdy nie miał tylu kobiet co on:)
Wracając do genezy święta. Kriszna jako dziecko, wraz ze swoim kolegą uwielbiali wykradać ludziom z wioski mleko, masło i śmietanę:) Cała wiejska społeczność była wkurzona na tych dwóch łobuzów i zaczęli podwieszać dzbany z nabiałem pod sufitem. Niestety Kriszna wpadł na pomysł zbudowania piramidy, żeby sięgnąć zapasów. Na cześć tego wydarzenia Hindusi zapoczątkowali to święto:)

czwartek, 2 września 2010

Fremeni pustyni - Rajastan część II

O 5 rano pobudka w pociągu- Bikaner wita:) Miasto to jest wszystkim nie podrodze. Nie jest to żadna wielka turystyczna miejscowość. Za to swoją skromną atrakcją przyciąga dość wielu turystów... ale o tym za chwile:)
 Po paru godzinach drzemki w hostelu udalismy sie na szybkie śniadanie. Chiałbym w tym miejscu pokazać wam ile oleju hindusi dodają do jedzenia:) Zamówilem sobie w restauracji Palak Paneer. Jest to biały ser ze szpinakiem... hmmm bardzo smaczny, ale ta ilość oleju potrafi ZABIĆ!!! Porównajcie sobie te dwie miseczki na zdjęciu poniżej. To jest tłuszcz jaki przelałem z mojej potrawy. Prawie połowa dania to olej!!! Szefowa mi opowiadała, że jej sąsiedzi używają 6 litrów oleju na tydzień!!! Szaleństwo:)
 Wracając do głownego wątku, po śniadaniu wynajeliśmy rikszę, która zabrała nas, aby zobaczyć największą atrakcje tego rejonu. Świątynie Karni Mata.
Może z zewnątrz nie wygląda okazale, ale w środku robi prawdziwe wrażenie. Jest to świątynia, w której czczone są SZCZURY!!! W głównym budynku po podłodze biega ich setki. Znajdziesz też mega dużo martwych lub chorych osobników. Najlepsze w tym, że trzeba tam być na boso. I chodzić po tej brudnej podłodze miedzy szczurami i ich odchodami.
Szczury karmione są słodyczami i mlekiem. Hindusi ustawiają się w kolejce, żeby złożyć dary tym zwierzętą. Jest to jedno z najobrzydliwszych miejsc w jakich byłem w indiach. Po wizycie w świątyni myślałem, że bakterie i inne zarazki są wszędzie na moim ciele:) Całe szczęście na zewnatrz można było umyć nogi:)
Taka ciekawostka. Hindusi czczą szczury gdyż są one środkiem transportu jednego z najlepszych bogów tego kraju- Ganeshy. Na różnych amerykańskich kreskówkach widzimy, że słonie zazwyczaj boją sie myszy:) Indianie myślą trochę inaczej, gdyż w ich religii bóg o głowie słonia i ciele sumo, stojąc jedną noga na szczurze, przemieszcza trytoria tego pięknego kraju:)

W Bikanerze nie ma za dużo do zwiedzania. Bardzo ładny fort, pałac i zabytkowe kamienice na ztarym mieście. O 16 nie mieliśmy już nic do roboty, więc wróciliśmy do hotelu, aby odpocząć i pooglądać pare filmów na HBO.
Pociąg powinien być o 00:45. Na peronie powiedzieli nam, że niestety z powodu monsunu w Punjabie opóźnienie pociągu wynosi 7h!!! Wrociliśmy do naszego pokoju na dalszy sen. O 6 rano powiedzieli nam, że na 100% pociąg bedzie o 9. Nie było już sensu wracać znowu do pokoju. Przez te 3h to można sie wyspać na peronie:) Niestety w między czasie opóźnienie znowu się zwiększyło. Po 12h czekania wkońcu udalo nam się opuścić Bikaner. Jodhpur wita nas.
W Jodhpurze wylądowaliśmy późnym wieczorem a nie jak planowaliśmy o 6rano:) Całe szczęście przeznaczyliśmy na to miasto 2 dni. Po zabookowaniu hostelu i rezerwacji biletów na następny dzień, udaliśmy się na kolacje ze wspaniałym widokiem na zapierający dech w piesiach fort:)
Poranne zwiedzanie zaczeliśmy od fortu. Zajelo nam to 4h. Potężna budowla, jest jednym z najciekawszych budynków jakie widziałem w Indiach. Swoim ogromem robi wrażenie:)
Z murów rozpościera się widok na całe miasto. Jodhpur nazwany jest niebieskim miastem. Nazwę ta zawdzięcza niebieskim budnką w starej części miasta. Tym razem ten kolor pasował do nazwy, nie jak to mialo miejsce w Jaipurze:)
Po forcie udaliśmy się na spotkanie. Z Tanią, która poznaliśmy w Jailsamerze. Razem z nia kontynuowaliśmy naszą podróż:) W Jodhpurze został nam do zwiedzenia pałac i następnie Uadipur wita:)
Stwierdzam, że Hindusi są kiepscy w wymyślaniu chwytliwych haseł reklamowych. Jaipur- różowe miasto, Jailsamer- złote miasto, Jodhpur-niebieskie miasto no i na koniec Udaipur- białe miasto:) Wyjątkowo orginalnie:) Tym razem nazwa pochodzi o białych marmurowych budynków.
 W Udaipurze znajduje się bardzo ładna świątynia Vishnu, jednego z głównych hinduskich bogów, i pare palaców. W tym 2 pałace na wodzie. Jest to bardzo przyjemne miejsce na parodniowy odpoczynek:)
Największą chwałą tego miasta jest James Bond:) a mianowicie film ‘Ośmiorniczka’, który był kręcony głownie w tym mieście. Z tej oto okazji w każdej restauracji w mieście od 15 lat dzien w dzień o godzinie 19 wyświetlny jest ten o to film:) Naprawde przyjemnie było go sobie obejrzeć, szczególnie po 8miesiącach w Indiach człowiek patrzy inczaej na fragmenty dotyczące kultury tego kraju. Przezabawna scena gdy widzimy Bonda w odpicowanej rikszy:D:D:D
Rankiem ostatniego dnia udaliśmy się od stolicy Gujaratu- Ahmedabadu. Bardzo nudne miasto, całe szczęście udaliśmy się tam, żeby złapać pociąg do Bombaju. Co można robic w tym rejonie Indii. Tu nawet alkohol jest zabroniony. Totalna prohibicja:( Przydział na alkohol można otrzymać tylko i wyłącznie gdy w twoim paszporcie znajduje się pieczątka lekarza potwierdzająca, że jestes alkoholikiem:P:P:P
Po 9 dniach wyczerpującej podróży wróciłem do Bombaju. Troche mam mieszane uczucia ale za miesiąc i tydzień opuszczam Indie:) Ciekawe gdzie mnie teraz nogi poniosą:)