wtorek, 16 lutego 2010

12-15 luty Goa:) Po raz pierwszy i mam nadzieje, że nie ostatni:)

W końcu spełniło się moje marzenie. Opuszczam zadymiony Bombaj i udaje się na Goa. Najpiękniejsze plaże i raj dla hipisów z lat 70. Przed wyjazdem do tego cudownego miejsca należy się najpierw wydostać z Bombaj:) Autobus miał przyjechać o 18 30. 19 30 jeszcze go nie ma. Nagle telefon do Radka, że mamy wziąć taksówkę bo kierowca o nas zapomniał i czeka na nas 5km dalej. Nie zadowoleni ruszyliśmy do Bandry. W busie okazało się, że zabookowane miejsca to podwójne łóżka. Dla Ashlee i Radka całkiem przyjemnie:) dla mnie trochę gorzej. Noc spędzona z obcym hindusem na jednej kozetce to raczej nie jest przyjemne przeżycie, ale jakoś dałem rade. Nikt mnie nie okradł i nie zgwałcił czyli podróż można zaliczyć do udanych. No może małe opóźnienie w podróży i po 15h wylądowaliśmy na Goa.

Piękna plaża, palmy, gorąca woda, upalne słońce, tani alkohol i dużo ruskich (to ostatnie to akurat nie jest plus:) ). Jak zwykle twardo zacząłem opalnie się bez zabezpieczeń. Po 3 godzinach na słońcu byłem cały czerwony, paliło mnie wszystko. Do końca wyjazdu używałem kremu z filtrem 30 chociaż tu i tak to nie pomaga:) Tak dla wiadomości ogółu za domek na plaży płaciłem 12zł a rum z cola 3zł ( w jednym miejscu piłem nawet za 80gr.:) ). Zapraszam na Goa. Raj:) No i na plaży można spotkać starych hippisów, którzy chyba zamieszkali tu w latach 70:) Oprócz nich oczywiście na piaseczku wygrzewają się Święte Krowy...

Na Goa spotyka się wiele osób. Wszyscy są bardzo otwarci i mili. Zaprzyjaźniliśmy się osobami z całego świata. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile ludzi bierze plecaki na na plecy i ruszają w świat. Wystarczy się spakować i ruszyć, a nie siedzieć w domu czytać kogoś wspomnienia i mówić też bym tak zrobił. Nie należy myśleć należy to zrobić:) Sam tak kiedyś miałem. Czytając książki Cejrowskiego bądź Kingi Choszcz marzyłem o wyprawie w daleki świat, no i w końcu jestem i naprawdę nie żałuje.


W sobotnią noc spotkał mnie kolejna niezwykła mrożąca krew w żyłach przygoda. Wiem, że po raz kolejny w moim blogu zdenerwuje moich kochanych rodziców ale jakoś dziwne przygody lubią mnie w tych Indiach. Zaczęliśmy imprezować w klubie na plaży. Wpadli do nas znajomi Brytyjczycy Amerykaniec i Szwed. Impreza trwała do północy, później wyłączyli muzykę więc Ashlee z Radkiem ruszyli do swojego domku na plaży a ja zostałem z nowymi znajomymi. Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy na inną plażę oddaloną o 30min od naszej. Tam impreza trwała do białego rana. O 5 stwierdziłem, że pora wracać. Złapałem taksi i pojechałem na Anjuna Beach. Kiedy stanąłem na piasku zdałem sobie sprawę z mojego położenia. Okazało się, że nie jest ono najlepsze:) Plaża ma ok 3km długości, mój domek jest gdzieś w połowie może trochę bliżej .... No własnie tylko gdzie dokładnie jak na plaży ciemno. Jedyne światło to światło gwiazd a domki i restauracje na plaży wyglądają jak jedna wielka czarna masa:) Postanowiłam iść przed siebie i spróbować odnaleźć ten pierwszy klub. Posłużyłby mi on za punkt obserwacyjny. Szedłem prosto jakieś 30min i nic. Zdesperowany stwierdziłem ze może w głębi lądu znajdę inny hotel prześpię się w nim i rano poszukam mojego domku:) Pomysł dobry tylko poza plażą teren okazał się być dla mnie wrogi... Ciemne alejki miedzy pustymi straganami, opuszczone domki, sceneria jak z horroru typu Teksańska masakra piłą mechaniczną:) a do tego z ciemności zaczęły wychodzić psy. Na początku w małych grupach potem powstała jedna wielka straszna wataha. Z tymi psami trzeba prosto olewać je to one i ciebie zostawią w spokoju. Tak był do pewnego momentu aż nie zaczęły być coraz bardziej agresywne. Coraz głośniejsze szczekanie, plątanie się pod nogami a nawet próby gryzienia, sprawiły, że zacząłem się bać. Strach był na tyle duży, że w pewnym momencie przeskoczyłem ogrodzenie prywatnego domu, zapukałem do drzwi w wszedłem do środka i zacząłem wołać pomocy:) Zaskoczony hindus poinstruował mnie jak wrócić na plaże i dał kija od obrony przed psami. Powiedział, że nie mam się bać i być pewny siebie to one nic nie zrobią... Łatwo mówić, to nie on będzie dziś spał na plaży... W końcu usłyszałem szum morza. Ruszyłem w stronę mojego hostelu. Po drodze kolejna niespodzianka.W wodzie po kolana ktoś stoi i się patrzy... Jest 5 30 na opuszczonej plaży. Adrenalina znowu mi podskakuje... Zaczynam biec, całe szczęście koleś sie nie rusza. !0 minut później stwierdzam, że poczekam na plaży do wschodu słońca i rozpocznę poszukiwania od nowa, ale przed tym sprawdzę może jeszcze pare domków na plaży może któryś jest mój. Co się okazuje... Pierwszy domek do jakiego podszedłem był to ten jedyny. Nareszcie w domu:):):) 

Następny dzień spędziłem na plaży opalając się. Mieliśmy w ten dzień wracać do Bombaju ale niestety nie było już biletów wiec zabookowaliśmy na następny dzień. Napisałem maila do firmy z nadzieją, że nie będzie żadnych problemów (no i nie było). Droga powrotna do domu okazała się okropna. Kiedy wylądowaliśmy w stolicy Goa- Panjim okazało się, że nas bus ma 4h opóźnienia, do tego jest to przejazd siedzący i trwający minimum 15h czyli pewnie ok 20:)  Sprzedaliśmy bilety za polowe ceny w biurze podróży i pojechaliśmy spróbować wbić się do pociągu, bo podróż trwa krócej, a rano musimy być na 100% w pracy. Siedzieliśmy w General Quota. Jest to przedział dla najbiedniejszych, których nie stać na sleepera, albo podróżnych spóźnialskich takich jak my. Całe szczęście siedzieliśmy bo ci co stli to upchnięci byli jak zwierzyna. Po 11h podróży i 0minutach snu o 6:15 byłem w domu a o 8 wstawałem do pracy. Przez cały dzień nie kontaktowałem. Czego sie nie robi dla takiego miejsca jak Goa. Na pewno tam wrócę:)




środa, 10 lutego 2010

Ashoka Tower

Przyszedł w końcu czas bym opowiedział wam trochę gdzie mieszkam i z kim mieszkam:) Dla osób, które koniecznie chcą przez Google map zobaczyć gdzie mieszkam, podaje adres:)
 Ashoka Tower
Yari Road
Versova, Andheri West
Mumbai

Jest to północna część Bombaju. Jedna z lepszych dzielnic. Nie ma tu tyle biedy jak w innych dzielnicach. Nie mówię, że nie ma ludzi śpiących na ulicach bądź bezpańskich psów. Ten widok niestety jest wszędzie i nie idzie się przed nim uchronić. 

O to proszę państwa mój wspaniały budynek Ashoka Tower. Moje mieszkanie mieści się na 12 piętrze więc ma cudowny widok z okna na ocean i las palmowy:), a jeśli już mówimy o oknie to jak przyj życie się zdjęciu to w moim pokoju jest akurat otwarte:) 
Obiekt oczywiście jak to bywa w Indiach jest chroniony 24h/dobe. Strażnicy przed domem siedzą sobie na ogrodowych krzesełkach i prawdę powiedziawszy nic nie robią. No może w nocy rozpalą ognisko, żeby komary ich nie gryzły i idą spać:)  
W mieszkaniu mamy 4 pokoje, jedna kuchnia: i 3 łazienki (całe szczęście wszystkie są w europejskim stylu a nie indiańskim, bo wierzcie robienie 1 i 2 w "indian style" to jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć jakie tu miałem:):):) ) 

W moim pokoju na ścianie jest coś bardzo dziwnego. Pewnie się zastanawiacie co to jest... Zaraz wam wyjaśnię:) Odpowiedz jest niesłychanie prosta. To jest ołtarz Shivy jednego z trzech głównych bogów hinduizmu. Bardzo ciekawych rzeczy się dowiedziałem o nim podczas zwiedzania jaskiń w Elephancie. Musze kiedyś przeczytać mitologie hinduską (jak mają oczywiście:)) bo wydaje się być bardzo ciekawa. Wracając do głównego wątku, leżąc na łóżku cięgle czuję na sobie wzrok Shivy wykonującego swój kosmiczny taniec:)
Czas może na przywitanie się z moją ekipą. Oni mówią wam HI w polskim stylu.
Z kieliszkiem wódki w ręce. "Na zdrowie"

Sorry za bałagan w pokoju, ale to były moje pierwsze dni i jeszcze wszystko miałem na wierzchu. Teraz staram się utrzymywać porządek tak jak mnie mama i babcia uczyła (przy okazji przesyłam pozdrowienia i buziaki). Wróćmy może do przedstawienia wszystkich osób. Zacznę od lewej: Frenando (Brazylia), Vilgaile (Litwa), Przemo Iwona Ja Rado (Polska) na zdjęciu poniżej Chidima (Nigeria) i nie mieszkający z nami od tygodnia Godwin (Ghana)


Na zdjęciach brakuje Linusa (Litwa) chłopaka Vilgaili. Miły koleś tylko nie lubi imprezować i nie pije:( No i brakuje najnowszego członka załogi 19 letniej Chinki Ostick. Wszyscy ludzie są super. Żyć w takim wielokulturowym otoczeniu to na prawde fajna sprawa:)


poniedziałek, 8 lutego 2010

5-7 luty Essel World

Nieraz siedzę przed tą klawiaturą i myślę o czym mam wam teraz napisać. Wierzcie mi jest tu wiele dziwnych rzeczy, o których jeszcze nie opowiedziałem. Mam zamiar zaskoczyć was raz po raz tymi dziwnościami nie z tego świata:) Tak naprawdę do większości z tych rzeczy się już przyzwyczaiłem i jest to dla mnie coś normalnego. Weźmy  na przykład proste zakupy w super markecie:) Żeby wejść do każdego większego sklepu należy przejść przez bramkę jak na lotnisku. Jak zapiszczy, a piszczy za każdym razem, bo wszyscy maja w kieszeni drobne i klucze:), należy poddać się kontroli osobistej. Kolejnym krokiem przed wejściem do sklepu jest kontrola bagażu, a następnie zamknięcie wszystkich luźnych w specjalnie plombowanej torbie. Przy kasie każdy paragon musi być ostęplowany i podpisany przez kasjera. Z takim to paragonem udajemy się do ochrony przy wyjściu, która to sprawdza twoje zakupy i po raz drugi przybija pieczątkę do twojego paragonu. Następnie twoje rzeczy uwalniane są z zapląbowanej torby.
Takich przykładów jest tysiące. Będę się starał co jakiś czas uraczyć was nowym zadziwiającym zachowaniem Hindusów. Teraz możemy powrócić do głównego wątka mojej opowieści, a mianowicie kolejnego weekendu. Tak się składa, że w te 2-3 dni w tygodni dzieje się najwięcej. W pozostałe dni to tylko praca, dom, rozmowa ze znajomymi, rodzicami może jakieś piwko albo film:) Za to w weekend dzieje się jak zwykle dużo. W piątek po pracy pojechaliśmy do pubu Blue Waters. Lekko ekskluzywny lokal z pięknym tarasem na dachu. Jest to idealne miejsce do pogadania przy piwku i zapaleniu shishy:) Gdyby nie ten okropny smog, byłby super widok na gwiazdy i panoramę miasta:) Podczas powolnego sączenia browarka wpadliśmy na pomysł kolejnej weekendowej eskapady. Essel World największy prak rozrywki w Mumbaiu.

Rano o 7 30 pobudka, żeby dojechać i nie stać w kolejkach za biletami i głównymi atrakcjami. Po dotarciu na miejscu okazało się, że park ten nie jest taki jak sobie go wyobrażałem. Mówiąc w skrócie, zbudowali go z 20-30 lat temu i w takim stanie jest do teraz, bez żadnych nowych atrakcji. Oczywiście nie mówię, że było źle. Wręcz przeciwnie super zabawa i niezapomniane wrażenia. Chociaż wam powiem, że po paru przejażdżkach  miałem takiego kręcioła w głowie i w żołądku, że w trakcie pewnego zjazdu o mało co nie oddałem śniadania na kolegę:) Największą frajdę sprawił mi Water Slide:)
 

Po wyjściu z tej kolejki człowiek jest cały mokry. Koszulka spodnie buty. Wszystko nadaje się do wykręcenie. Całe szczęście w tym upale po godzinie byłem totalnie suchy:)


Wieczorem urodziny naszego kolegi z Niemiec. Na początku przedbiegi w domu a następnie wyjście na miasto. Kolejna udana impreza w Bombaju:) Szkoda tylko, że w niedziele musiałem wstać o 7 bo trzeba iść do pracy. 9,5h męczarni. Oczy same mi się zamykały, ale przez cały czas walczyłem. Było nas tylko 3 w biurze. Po paru godzinach wyjątkowo nudnej pracy zrobiłem sobie przerwę. Patrze a na fotelu kima sobie mój przełożony. Skandal on na pewno nie miał tak ciężkiej nocy jak ja:) No nic co mi pozostało...  Tylko brać przykład z ludzi wyższych rangą ode mnie:) Hmmm nie ma to jak godzinka leżakowania w pracy:)

wtorek, 2 lutego 2010

Softype

W odpowiedzi na tysiące listów, napływających z całego świata, uchylę wam rąbka tajemnicy:) Większość z was pewnie ciągle się zastanawia co ja w tych Indiach w ogóle robię. Przyjechałem tu w celu odbycia swojej przygody życia, a także chciałem zdobyć praktykę zawodową:) Sam do końca jeszcze nie wiem co ja w tej pracy robię, ale mam nadzieje, że niedługo się dokładnie dowiem. Na razie ciągłe treningi i malutkie zadania biurowe.

Tak moi drodzy to ja i moje stanowisko pracy. Niestety muszę chodzić do pracy w koszuli z długim rękawem  i oczywiście spodnie na kant. Może w Polsce byłoby dobrze, ale tu przy 30 stopniowym upale i półtoragodzinnej podróży do pracy w zatłoczonym pociągu, strój ten nie jest mega komfortowy. Wracając do mojej Pracy. Firma nazywa się ona Softype, jest to małe przedsiębiorstwo z placówkami w Californii  i na Filipinach. Zajmujemy się wprowadzaniem systemu ERP w firmach na całym świecie. Moja rola jako doradcy biznesowego będzie polegała na pozyskiwaniu informacji i rozwiązywaniu problemów związanych z zarządzaniem łańcuchem dostaw. Będę przeprowadzał także szkolenia z obsługi programu NetSuite.
W firmie pracuje 17 osób, szefostwo super pogadać można z nimi o wszystkim i w razie czego służą pomocą.  Z zagranicznych osób oprócz mnie jest jeszcze moja koleżanka z mieszkania Vilgaile.

W sumie tylko my żyjemy z szefostwem na stopie mega przyjacielskiej. Reszta hindusów odnosi się do nich zgodnie z obowiązującą w Indiach hierarchią, używając zwrotów Sir i Madame.
Najgorsze w tej pracy są godziny. Pracuje 9,5h od 11 do 20:30. Doliczyć jeszcze trzeba do tego 50min w pociągu i  20min rikszą. Cały dzień mam z głowy, ale za to w weekendy sobie nadrabiam:):):)