niedziela, 31 stycznia 2010

29-31 styczeń Family reunion:)

Dziwne rzeczy się w Indiach zdarzają. Ten weekend gościłem w Bombaju niezwykłego gościa. Przyjechała do mnie moja kuzynka Kasia:) Najdziwniejsze w tym jest to, że nie widzieliśmy siebie przez 17 lat bądź nawet więcej:) Takie małe rodzinne spotkanie po latach. Ona mieszka w Poznaniu ja mieszkałem w Poznaniu ale nigdy się tam nie widzieliśmy. Dopiero Indie sprawiły, że zacząłem poznawać swoją rodzinne.

W piątek rano przed pracą wylądowałem na dworcu Mumbai CST, w celu poszukania mojej drogiej kuzynki. Wiedziałem mniej więcej jak wygląda bo przez ostatnie 3 miesiące utrzymywaliśmy kontakt przez Facebooka:) Wierzcie mi, że w Indiach w szczególności na dworcu ciężko jest kogoś znaleźć. Miliony ludzi przewija się przez hol główny. W takim ścisku trudno jest zobaczyć co jest 2 metry przed tobą , a co dopiero wypatrzeć osobę, którą się nie widziało przez 17 lat:) Całe szczęście Kasia jest wysoką blondynką więc górowała nad wszystkimi małymi Hindusami:)



Wieczorem jak zwykle w weekendy zaczęliśmy od domówki w doborowym międzynarodowym towarzystwie:) Ok 1 w nocy zachciało nam się gdzieś wyjść. Oczywiście w Indiach większość miejsc zamykanych jest o 1:30. Podobno takie prawo jest, że wszystko o tej godzinie ma być zamknięte... No niektóre kluby są otwarte ale o tej porze, żeby wejść to trzeba grubo za to wejście zapłacić. Całe szczęście był z nami znajomy hindus Abishek, który wymyślił , że możemy iść na shishe, która w Indiach jest nazywana Hookah. Bar ten był oddalony mniej więcej 10min drogi od naszego mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że klub był zamknięty:( Wszystkie światła zgaszone, drzwi na kłódkę zamknięte jednym słowem masakra. Normalny człowiek w tym momencie wróciłby do domu, ale kto powiedział, że my normalni jesteśmy:) Abishek mówi do nas, żebyśmy szli za nim. Z 20 prosto a później skręt w mega sluamsowską uliczkę . Gdzie on nas prowadzi??? Brud, śpiący ludzie, psy, śmieci, aż tu nagle jesteśmy na tyłach shsha baru. Co się okazuje, klub ma drugie oblicze. Tajne ukryte wejście tylko dla wtajemniczonych:) W środku pełno ludzi muzyka gra, bar żyje na całego, chociaż z przodu wydawał się zamknięty. Noc spędziliśmy jedząc pyszne indyjskie potrawy i pykając sobie truskawkową hooke:)
 

Następny dzień spędziliśmy spacerując sobie po przedmieściach Bombaju. Odwiedziliśmy slums rybaków i popłynęliśmy na na pobliski półwysep poszukać plaży z czystą wodą. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że 30 min od mojego domu istnieje raj. No może nie do końca raj. Może to nawet jest i piekło, chyba tak bo gdzie w niebie wystawiali by mnie na takie pokuszenie:( Szeroka piękna plaża z krabami uciekającymi spad twych stóp, palmy piękne skały i ........ No własnie "i" i dupa... Woda brudna:(:(:( Jak tak można mnie traktować ja chce pływać, 30 stopni gorączki a tu nie ma gdzie się ochłodzić( Istne piekło. Horror Horror!!!!!!!!!! 


Myślałem, że moje cierpienia zostaną ukojone w inny sposób. Wieczorem byliśmy zaproszeni do Wojtka na imprezę. Kolesia poznaliśmy na imprezie u konsula. Wiadomo z pustymi rękami iść nam nie wypada wiec podczas wypadu po wódkę przeżyliśmy kolejny szok. DRY DAY!!!!!!!!!!!!!!! Rocznica śmierci Gandhiego. Zakaz sprzedawania alkoholu. Co my teraz zrobimy? Cale szczęście została jedna flasza z dnia poprzedniego.     Z nie do końca straconym honorem ruszyliśmy na imprezę. Catering na 20 osób alkohol leje się strumieniami no i bardzo fajni ludzie. Jednym słowem kolejna udana impreza w Indiach. Żyć nie umierać. Szkoda, że was tu nie ma ze mną. Na pewno by się większości z was podobało.

Kuzynkę pożegnałem w niedzielne popołudnie. Szkoda, że musiała już jechać, bardzo ją polubiłem. Teraz niech ona czeka jak ja ją odwiedzę w Delhi:)

środa, 27 stycznia 2010

23-26 styczeń Aurangabad-Ellora-Daulatabad-Ajanta


Drogi czytelniku po dłuższej przerwie wracam do Ciebie z nowym bagażem doświadczeń. Postanowiłem zrobić sobie dłuższą wyprawe i na 3 dni wyemigrowałem poza granice Bombaju:) W moich zmaganiach towarzyszyli mi znajomi z mieszkania Vilgaile Linus i Fernado. Trzy dni przed podróżą wyruszyliśmy na dworzec kupić bilety. Dla waszej wiadomości jeśli jestes hindusem i chcesz sie przetransportować do innego miasta, bilety musisz kupić z dużym wyprzedzeniem inaczej trafiasz na listę rezerwową i łaskawie czekasz aż zwolni się miejsce dla ciebie. Lista rezerwowa nie oznacza ze bedziesz 2 lub 3 w kolejce ale zazwyczaj jest to 114 lub 234. Niejest więc łatwo kupić bilet. Całe szczęście system jest troche luźniejszy jesli chodzi o turystów. W każdym pociągu zarezerwowane jest pare miejsc dla obcokrajowcow i te właśnie miejsca próbowaliśmy zdobyć:) Ruszyliśmy po pracy pewnym krokiem na stacje Mumbai CST by w okienku dla turystów zakupić bilety. Na miejscu okazało się, że jest mały problem. Należy mieć ze sobą ważny paszport:( No nic spróbujemy jeszcze raz jutro rano tym razem przed pracą. O 9:00 pojawiliśmy się przy tym samym okienku. Wypisaliśmy zapotrzebowanie na bilety, zawierające twoje szczegółowe dane adres zamieszkania numer paszportu, wizy, wiek itd. Przekazujemy je do kasy i co się okazuje.... Kupują bilety w kasie międzynarodowej należy mieć międzynarodowe pieniądze:) Rupie są nieważne:) Wysłali nas do najbliższego banku ok 1km od dworca. Pani w okienku powiedziała, że oczywiście może nam wymienić jak pokażemy jej kwitek potwierdzający, że te pieniądze zostały wypłacone z tego banku. Inaczej nie da rady. No niestety wypłaciłem je z innego bankomatu, wiec w celu rozwiązania sprawy udaliśmy się do kantoru. Na co w okienku mówią nie ma sprawy chcecie 30$ to poprosze wasze paszporty i ksero biletów potwierdzające, że za 7 dni opuścicie ten kraj. Co???????? Tak moi drodzy prawo zabrania kupowania waluty. Nie wiem tu wszystko robią w celu zmniejszenia terroryzmu. Jestem ciekaw co taki terrorysta zrobi z 30$:) Całe szczęście znalazł się jeden mały kantor, w którym kupiliśmy dolary. Oczywiście nie obyło się bez podpisywania setki dokumentów i składania pisemnego wyjaśnienia po co są mi te pieniądze... Masakra!!! No ale co mamy się przejmować bilety kupione:) Możemy ruszyć w 7 godzinną podróż w wagonie sypialnym do Aurangabadu:)


Pierwszy dzień wybraliśmy się na zwiedzanie kompleksu jaskiń w Ellorze. Jest to zbiór świątyń buddyjskich i hinduskich. Robią one ogromne wrażenie. Szczególnie wiedzące ze były one wykute z jednego kawałka skały. Wspaniałe rzeźby i monumentalne budowle sprawiają, że zapiera dech w piersiach. Napewno warto kiedyś przyjechać wynająć przewodnika i posłuchać co ma ciekawego do opowiedzenia, a gwaranutje, że mitologia hinduska jest bardzo ciekawa.


Droge powrotną 30km pokonaliśmy taksówką. Kosztowała tyle samo co autobus, now ięc chyba lepiej pojechać czymś wygodniejszym. Czy aby napewno...??? Zadam teraz zagadke. Ile osób zmieści się do 8 osobowej taksówki???



Odpowiedź jest prosta: 20:) No jeszcze z 2 osoby by się upchało ale zablokowaliśmy drzwi i kierowca był bardzo zdenerwowany tym, że nie chcemy już nikogo więcej w taksówce:):):)

Następny dzień spędziliśmy w forcie w Daulatabadzie. Upał z 40 stopni a tu się okazuje, że przednami wspinaczka na mega stromą góre. W pełnym słońcu oczywiści. Widoki i zmęczenie oczywiście nieziemskie:) Fortu tej wielkości jeszcze nigdzie niewidziałem. Po skończonym zwiedzaniu cekaliśmy na autobus, który nie przyjeżdzał. 4 stojących na drodze turystów to doskonała okazja do naciągania. Książki pocztówki i biżuteria:) No jak tak siedzieliśmy i czekaliśmy to stwierdziłem, że dobrze byłoby kupić prezent dla mamy. Wybrałem ładny naszyjnik i zacząłem to co w Indiach jest najlepsze... Targowanie się:) Koleś mówi 900 ja 100. On, że mu sie nie opłaca ze to są kości wielbłąda itd. ja pozostaje twardy 100. 800 ja ciagle 100:) 600 ja 100 na co on, że mu rodzine chce zagłodzić. No dobra niech mu bedzie 150. 500 jego ostateczna cena inaczej odchodzi. To ja mówie mu , że miło go było poznać i niech sobie idzie. 400 wiec jednak nie poszedł:) No to ja tez troche podbiłem cene do 200. Na co koleś wstal i odchdzi. Ja grzecznie do niego "Bye Boss" na co on zareagował cena 300. Ostatecznie skończyło się na 250. Uhandlowałem 650 rupi a i tak czuje, że mnie orżnął:) W ten sam dzień zwiedziliśmy jeszcze mały Taj Mahal i kolejne jeskinio-świątynie w Aurangabadzie:)



Ostatni dzień przeznaczyliśmy na Ajante. Buddyjski kompleks świątynny oddalony o 100km od naszego hotelu. Bardzo piekne miejsce z bardzo starymi malowidłami. Tylko ta przeklęta temperatura. Gorąco, pot się leje z człowieka strumieniami, a w tych jaskiniach same schody. Schudłem chyba z 4kg w ciągu tych 3 dni:) Bardzo męcząco ale naprawde było warto. Wrażenia niezapomniane. Świetne widoki no i troche ruchu. Szkoda, że trzeba wracać do pracy:(



środa, 20 stycznia 2010

17 styczeń impreza u konsula:)

Niemożliwe jak to życie się zmienia:) Kto by się spodziewał, że po tak ciężkiej i nieprzespanej nocy na komisariacie, los się do nas uśmiechnie:) no może nie od razu... O 4 rano powrót do domu a o 7 pobudka do pracy:( Mega ciężko!!! Szczególnie w pracy utrzymać te powieki, nie pozwolić im się zamknąć. Niestety podczas szkolenia z szefową lekko mi się przysnęło:) Całe szczęście mam bardzo wyrozumiałe szefostwo. Powiedzieli, że się nie dziwią, bo oni po takiej nocy wyglądaliby o wiele gorzej:) Wyrwałem się z pracy półgodziny przed czasem i ruszyłem taksą w świat... No może nie tak daleko, jedyne 5 km do domu konsula generalnego:) Wszyscy Polacy z Bombaju i okolic dostali zaproszenie na imprezę noworoczną. Na miejscu okazało się, że nie tylko ludzie z AIESECa przybyli. Wśród zaproszonych gości znajdowali się prezesi firm nauczyciele a także najstarsza polka żyjąca w Indiach.





Jedzenie wyśmienite, w szczególności sushi... Hmmm tak dobrego jeszcze w życiu nie jadłem:) Kurde nie mogę tak pisać bo się mega głodny robię:):):) Oczywiście jedzenie i towarzystwo byłoby wystarczającym powodem, żeby uznać imprezę za udaną ale.... ale jaka to impreza jakby nie było alkoholu:) Tu było go dużo, każdego rodzaju. Kto co lubi na biało czy na kolorowo. Humory wszystkim dopisywały. Tak dobrze dawno się nie bawiłem.

Ktoś może sobie pomyślał, że to już koniec:) Nie nie drogi czytelniku, do końca jeszcze kawałek, bo jak człowiek się dobrze bawi to najlepiej jakby to ciągnął do białego rana. Po skończonej imprezie na koszt narodu Polskiego, dumni obywatele na emigracji ruszyli podbijać Mumbai:) Wylądowaliśmy w jednym z najdroższych klubów w tym mieście. Podobno bawią się tam tylko bogate dzieci tego miasta no i gwiazdy Bollywoodu:)


Impreza pierwsza klasa (zresztą widać to po mojej minie). Najlepsze było to, że w klubie nie brakowało dziewczyn:) Wszystkie z najwyższej półki, szkoda tylko, że po doświadczeniach poprzedniej nocy miałem lekkie opory przy spoglądaniu na nie... Kto wie może mają jakiś braci, którzy pomyślą, że wzrokiem dokonuje gwałtu na jego rodzinie.. Kto zrozumie kochającego brata:) Całe szczęście nabierałem śmiałości wprost-proporcjonalnie do wypijanego alkoholu. Nawet rozmawiałem z paroma Hinduskami i były całkiem miłe:) Niestety na nic innego niż rozmowa się wtedy nie przełamałem. Jednak sprawa z policją była zbyt świeża....


sobota, 16 stycznia 2010

16 stycznia Polski gwałciciel na indyjskiej ziemii:)

Piątek okazał się dniem wolnym od pracy. Obijałem się cały dzień. Żadne znaki na niebie i ziemi nie zwiastowały nadchodzących wydarzeń. Wieczorem pojechaliśmy na Oshivara flat do naszych znajomych. Standardowe spotkanie przy shishy i alkoholu. W związku z tym że na następny dzień musiałem do pracy jechać postanowiłem wcześniej wrócić do domu. O godzinie 23 30 wraz z moimi znajomymi w osobie Fernanda i Przemka wyjechaliśmy do naszego mieszkania na Yari road. Jazda rikszą była bardzo przyjemna. Znajomi siedzący po zewnętrznych stronach postanowili przybić sobie piątke nad dachem rikszy. Sytuacja ta trwała może ok 2min. Podczas jazdy rikszą jadąca ze swoim bratem dziewczyna zwróciła nam uwage ze tak nie mamy robić bo zadzwoni na policje:) Na to Przemek odpowiedział "Whatever". Nagle motor zablokował nam droge. Wysiada brat i jak to bywa w Indiach nie wiadomo jak i skąd otacza nas tłum ok 20 osob. Nie pozwalają rikszażowi dalej jechać. Kopią w riksze próbują nas kopać. Chcą nas publiczne zlinczować... (Przez tego posta będę miał marudzone do końca wyjazdu że mam się dobrze zachowywać). Całe szczęście - bądź nie, za chwile pojawia się policja. Jedziemy na komisariat. Za nami z 10 osób które chcą złożyć zeznania. Zostajemy posądzeni o MOLESTOWANIE SEKSUALNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Co jak gdzie kiedy z kim?????? Koleś z motoru mówi że Przemek dotykał jego siostry. Że co....?? W końcu brat się przyznaje ze nic się nie stało ale mieliśmy taki zamiar i on to wie na pewno.... Sami telepaci tu mieszkają. Zabrali nas do innego pokoju. Przesłuchiwali nas prawie 4h:( Nie chcąc od nas żadnych dowodów i paszportów. Później wsadzili do samochodu i odwieźli do domu. Na następny dzień gadałem z o tym z szefem. Powiedział ze nie mam się bać że nic się nie stało że to w Indiach normalne ze byliśmy tak długo na komisariacie. Chcieli nas przetrzymać tak długo aż nie wpadniemy na pomysł że może po 100 rupii im dać. Kto by pomyślał.... Całe szczęście byłem wczoraj na imprezie u konsula generalnego (o tym napisze później) i powiedział że nie mamy się bać i dzisiaj napisać do niego pismo z wszystkimi szczegółami. Dobrze że Polska sie o nas troszczy za granicą:)

czwartek, 14 stycznia 2010

11.01.2010 Pierwsza wyprawa Elephanta Island

Dzień zapowiadał się wspaniale wstaliśmy wcześnie rano uszykowani do wyprawy:) Miałem w ten dzień iść do pracy ale wraz z moja koleżanka Vilgaile stwierdziliśmy ze nie ma sensu. Na 1 godzinę żeby tylko powiedzieć "Hi I am Bart from Poland nice to meet you:)". Pomysł z wyspą wydawał mi się o wiele ciekawszy:) Jestem na dworcu a tam tłum ludzi. Kupiliśmy bilety i czekamy na resztę znajomych. Staliśmy się główną atrakcją dla przechodniów. I to nie ze względu na otaczający i dotykający nas tłum żebrzących dzieci z matkami ale ze względu na kolor skóry. Teraz wiem jak czują się murzyni przechodzący przez polskie miasteczka:) W naszym przypadku to bylo "Patrz Biały WOW" (Jak jest się w pociągu albo innym miejscu publicznym ludzie potrafią patrzeć tobie w oczy godzinami). Wróćmy do naszej historii. W trakcie czekania na dworcu dostałem telefon. Wow AIESEC sobie o mnie przypomniał każą mi iść do pracy. Ja na to że nie bo jade na wycieczke. Nastąpiła mała kłótnia. Chcieli żebym wrócił do domu przebrał się w strój formalny i jechał do pracy. Niestety ja miałem inne plany. A ci którzy mnie znają wiedzą że w kłótniach to ja jestem dobry:):):) Wiec zadzwoniłem szybko do firmy dogadałem się z nimi i uprzejmie poinformowałem AIESECa ze przegrał kłótnie ze mną:)


Dojechaliśmy do starego miasta. Totalnie inny świat. Zabudowa w stylu europejskim trochę mnie śmieci na głównych ulicach, brak riksz na drogach(bo mają zakaz) i mega dużo bladych twarz takich jak ja:) Wylądowaliśmy pod Bramą Indii. Podobno ten wielki monument wzniesiono tylko by powitać jakiegoś króla Anglii, który przyjechał na inspekcje swojej kolonii. Na zdjęciu powyżej widać także znany na cały świat Hotel Taj Mahal, który został częściowo spalony 2 lata temu podczas ataków terrorystycznych w Bombaju.
Jak widać ze zdjęcia i myśląc logicznie na wyspę przetransportowaliśmy się drogą wodną ok 45min. Przywitała nas piękna zielona wyspa na której żyło pełno małpek:) Tłum turystów przyciąga sprzedawców wszystkiego od jedzenia po święte obrazki. Główną atrakcją wyspy jest wykuta w skale świątynia Shivy jednego z 3 głównych bogów hinduizmu. Wstęp do jaskiń kosztuje 250 rupi ale dla hindusów tylko 10rupi:) Czy ktoś w Polsce widział ceny dla polaka i zagranicznego bo ja takiej dyskryminacji jeszcze nigdy nie widziałem:) Ale co tam zapłaciłem w końcu to tylko 12zł:)


Jaskinie robią duże wrażenie szczególnie jak się ma przewodnika, który wytłumaczył nam co i jak. Naprawdę bardzo ciekawa opowieść zważając na fakt ze miałem marne pojęcie o Indyjskiej mitologii. Polecam każdemu bo to są naprawdę ciekawe historyjki. Co mnie przeraziło to zachowanie hindusów. Te brudasy nie potrafią nawet uszanować świętego dla nich miejsca. Nikt tam się nie przejmuje faktem obecności Shivy wśród nich śmiecą plują na podłogę świątyni. Zero szacunku. No cóż zrobić taka ich mentalność:)

środa, 13 stycznia 2010

09-10.01.2010 pierwsze kroki:)

No i tak to się wszystko zaczęło. Stres bombajskiej nocy ze mnie nie schodził. Leżałem na łóżku dziwiąc się po jaką cholerę tu przyjechałem. Czy dam rade przetrwać w takim molochu jakim jest Mumbai:) Wszystko było takie nowe. Bałem się wyjść z domu bo może psy mnie zagryzą riksza przejedzie bądź ludzie okradną, ale co mi tam pomyślałem jak nie riksza na zewnątrz to malaria w domu:) Pierwsze kroki były bardzo ostrożne. Gdzie mam isc w lewo prawo czy przed siebie?? Zdecydowałem się ruszyć "na wschód tam musi być jakaś cywilizacja" (patrz cytat z Seksmisji). No i Machulski się nie pomylił:) Jedzenie:):):) Na mojej drodze pojawiła się przydrożna restauracja Smoked Chicken Roll:) Hmmmmm jakie pycha... Nie będę wam opisywał bo języka wam do tyłka ucieknie. Wróćmy do tematu ulice brudne ale nikomu to nie przeszkadza drzewa rosną na środku ulicy ludzi ja w dzień targowy istny kosmos:) A zresztą sami zobaczcie:)


Po lekkim spacerku wróciłem do domu. Bombaj nie wydawał się już tak straszny nawet sympatyczny:) a wieczorem to już w ogóle było mega:) Pojechaliśmy na inne mieszkanie internów, warunki mieszkaniowe w tamtym miejscu można przyrównać do tych z Luton (dla niewtajemniczonych syf i kołchoz). Za to ekipa pierwsza klasa. Wszyscy mega imprezowi:) Libacja do białego rana. Nie ma to jak jazda rikszą o 4 nad ranem polecam.

Na następny dzień pobudka o 14:) Telefon do kochanej rodzinki, która martwi się o mnie 24h:) i ruszamy na miasto. Przyszedł czas na mrożącą krew w żyłach opowieść o pierwszej stłuczce w rikszy:D

Tak to on riszaż szaleńca. Jego oczy płonęły niczym ognie piekielne:) Noga ciągłe na gazie a ręka na klaksonie. Przez zatłoczone miasto gdzie ludzie chodzą środkiem ulicy on mknął niczym pomiot diabelski na spotkanie nieuniknionego........ Kraksy:) Tak moi drodzy nasza riksza zajechała drogę naszym znajomym a ci z kolei wpadli na samochód:) Rikszaż dostał po pysku od kierowcy i cała sprawa rozeszła się po kościach:P a wieczorem jak zawsze IMPREZA. Idziemy do Klubu. Pierwsza moja myśl hura będą wolne "zdrapki". Jakże mogłem się tak pomylić:(:( Impreza parówek... Sami faceci tylko AIESECowcy sa z laskami a reszta to sami faceci. Masakra. Wiecie co się okazało?? U hindusów dziewczyny nie mogą wychodzić z domu po 22. Małżeństwa są ustawiane a pary dopiero w wieku 24 lat mogą się za rękę chwycić nie mówiąc już o całowaniu. Ogólnie to do 28 roku życia mieszkają z rodzicami:) i muszą sie meldować szybko w domu:)

wtorek, 12 stycznia 2010

08.01.2010 Incerdible india????? Czy aby napewno??

Szczęśliwy, że już na miejscu ruszyłem w kierunku odprawy. Pierwszy szok przeżyłem kiedy powiedziano mi że mnie nie wpuszczą do Indii. No cóż czeka mnie droga powrotna. Okazało się że mam złą wizę bo ambasada w Polsce nie wiedziała, że potrzebuje nie biznesową tylko pracowniczą. Jakoś udało mi się ubłagać strażnika i w końcu mnie puścili:) Więc z uśmiechem na ustach jak to mam w zwyczaju ruszyłem dziarskim krokiem prosto na spotkanie przygody. Pot lał sie ze mnie strumieniami, nogi puchły mi od tego upału ale ja dzielnie kroczyłem na spotkanie z AIESECiem. Tuż za bramą lotniska powitał mnie tłum ludzi z tabliczkami. No to co mi pozostało znaleźć się na jakiejś tablicy i zacząć zabawę. W teorii bardzo proste w praktyce trochę to wygląda inaczej. NIKT MNIE NIE ODEBRAŁ Z LOTNISKA!!!!!!!!!!! Sam jak ten palec w obcym kraju o 2 w nocy usiadłem na murku i pisałem SMSy. Czekałem czekałem nikt nie odpisywał. W miedzy czasie musiałem odganiać naciągaczy (a muszę zaznaczyć ze było ich tam tysiące zresztą tysiąc to mała liczba w Bombaju tyle to upcha sie do jednego wagona w pociągu ale o tym później). W końcu zdecydowałem się przyjąć pomoc od hindusa. Wybierałem go skrupulatnie. Elegancki garnitur mówił mi że jest godny zaufania. Zadzwonił do AIESECu ale nie odbierali, dlatego spróbowałem się skontaktować ze znajomą z Litwy z którą obecnie pracuje. Przesłała mi adres i pojechałem do niej taksówką. Jeśli myślicie ze to jest happy end tej nocy to jesteście w błędzie. Przy wejściu do taksówki jakiś koleś pomógł mi włożyć bagaż do auta, myślałem że to kierowca ale się myliłem. Za ta usługę koleś wola do mnie rupi rupi 10 rupi a ja na to spieprzaj dziadu. No ok pierwsze żebranie mam już za sobą:) ale nie na długo 100 metrów w ciemnej uliczce staje kierowca (przypominam jest 4rano) oczywiście jak to w Bombaju on nie wie gdzie to jest wiec wychodzi się zapytać. Zostaje sam... Nagle nie wiadomo jak i kiedy w oknie pojawia sie żebrząca reka dziecka. Rupi rpui Euro Dolar Sir Please am am rupi. I najgorsze jest to dotykanie ciggle cie macaja tymi brudnymi rekami. Dzieci kobiety transwestyci starcy kalecy itd. Niestety moje serce z kamienia nie przełamało się. Pozostałem niewzruszony do końca, który nastąpił kiedy dzieciak dostał wpieprz od taksówkarza. To była 2 próba wymuszenia ode mnie pieniędzy. 3 nastąpiła chwile potem. Taksiarz oznajmia mi że musi zatankować na co ja ok nie ma sprawy. No to jak OK to on do mnie ze ja place za paliwo. What???????? Spieprzaj dziadu za takse zapłaciłem z góry w kasie i żadnego wymuszania na biednym studencie. No w końcu spokój. Godzinę jeździliśmy i szukaliśmy adresu. Mumbai nocą widziany przez indyjskiego świeżaka jest straszny. Gorąc smród mega syf rozwalające się budynki ludzie śpiący tłumnie na ulicy i psy. Miliony psów wszystkie wyglądają tak samo. Dzikie bezdomne psy gotowe rozszarpać cie i zjeść na śniadanie (takie było moje pierwsze wrażenie jakże mylne tak przy okazji)
Aha dojechałem szczęśliwie do domu i mieszkam tu do tej pory:)

06.01.2010 No i się zaczeło

Koszmar zaczął się na lotnisku w Poznaniu. Możliwość odwołania lotu bardzo mnie przeraziła:) 40 min wiszenia na telefonie by dodzwonić się do linii lotniczych co ze mną będzie. Czy przepadnie mój bilet czy nie... cale szczęście samolot przyleciał z 4h opóźnieniem:) Po kolejnych 2h WELCOME TO LONDON. Szybko w pociąg do centrum wsiadam następnie przesiadka na metro i znowu na pociąg. Anglia sparaliżowana spadło 15cm śniegu ulice puste masakra jednym słowem. Złą passe tego dnia przerwał nocleg u Korneli, której serdecznie dziękuje za gościnę. Rano taxi i na lotnisko. W samolocie bardzo milo zacząłem do Johnego z Cola Colą a po opróżnieniu kubeczka przerzuciłem się na browarki. W sumie było ich z 6 podczas całego lotu. Dobry obiad i kolacja miłe panie filmy w TV gry wideo, żadna z tech wspaniałych rzeczy nie zwiastowała tego co ma się zaraz wydarzyć....