niedziela, 31 stycznia 2010

29-31 styczeń Family reunion:)

Dziwne rzeczy się w Indiach zdarzają. Ten weekend gościłem w Bombaju niezwykłego gościa. Przyjechała do mnie moja kuzynka Kasia:) Najdziwniejsze w tym jest to, że nie widzieliśmy siebie przez 17 lat bądź nawet więcej:) Takie małe rodzinne spotkanie po latach. Ona mieszka w Poznaniu ja mieszkałem w Poznaniu ale nigdy się tam nie widzieliśmy. Dopiero Indie sprawiły, że zacząłem poznawać swoją rodzinne.

W piątek rano przed pracą wylądowałem na dworcu Mumbai CST, w celu poszukania mojej drogiej kuzynki. Wiedziałem mniej więcej jak wygląda bo przez ostatnie 3 miesiące utrzymywaliśmy kontakt przez Facebooka:) Wierzcie mi, że w Indiach w szczególności na dworcu ciężko jest kogoś znaleźć. Miliony ludzi przewija się przez hol główny. W takim ścisku trudno jest zobaczyć co jest 2 metry przed tobą , a co dopiero wypatrzeć osobę, którą się nie widziało przez 17 lat:) Całe szczęście Kasia jest wysoką blondynką więc górowała nad wszystkimi małymi Hindusami:)



Wieczorem jak zwykle w weekendy zaczęliśmy od domówki w doborowym międzynarodowym towarzystwie:) Ok 1 w nocy zachciało nam się gdzieś wyjść. Oczywiście w Indiach większość miejsc zamykanych jest o 1:30. Podobno takie prawo jest, że wszystko o tej godzinie ma być zamknięte... No niektóre kluby są otwarte ale o tej porze, żeby wejść to trzeba grubo za to wejście zapłacić. Całe szczęście był z nami znajomy hindus Abishek, który wymyślił , że możemy iść na shishe, która w Indiach jest nazywana Hookah. Bar ten był oddalony mniej więcej 10min drogi od naszego mieszkania. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że klub był zamknięty:( Wszystkie światła zgaszone, drzwi na kłódkę zamknięte jednym słowem masakra. Normalny człowiek w tym momencie wróciłby do domu, ale kto powiedział, że my normalni jesteśmy:) Abishek mówi do nas, żebyśmy szli za nim. Z 20 prosto a później skręt w mega sluamsowską uliczkę . Gdzie on nas prowadzi??? Brud, śpiący ludzie, psy, śmieci, aż tu nagle jesteśmy na tyłach shsha baru. Co się okazuje, klub ma drugie oblicze. Tajne ukryte wejście tylko dla wtajemniczonych:) W środku pełno ludzi muzyka gra, bar żyje na całego, chociaż z przodu wydawał się zamknięty. Noc spędziliśmy jedząc pyszne indyjskie potrawy i pykając sobie truskawkową hooke:)
 

Następny dzień spędziliśmy spacerując sobie po przedmieściach Bombaju. Odwiedziliśmy slums rybaków i popłynęliśmy na na pobliski półwysep poszukać plaży z czystą wodą. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że 30 min od mojego domu istnieje raj. No może nie do końca raj. Może to nawet jest i piekło, chyba tak bo gdzie w niebie wystawiali by mnie na takie pokuszenie:( Szeroka piękna plaża z krabami uciekającymi spad twych stóp, palmy piękne skały i ........ No własnie "i" i dupa... Woda brudna:(:(:( Jak tak można mnie traktować ja chce pływać, 30 stopni gorączki a tu nie ma gdzie się ochłodzić( Istne piekło. Horror Horror!!!!!!!!!! 


Myślałem, że moje cierpienia zostaną ukojone w inny sposób. Wieczorem byliśmy zaproszeni do Wojtka na imprezę. Kolesia poznaliśmy na imprezie u konsula. Wiadomo z pustymi rękami iść nam nie wypada wiec podczas wypadu po wódkę przeżyliśmy kolejny szok. DRY DAY!!!!!!!!!!!!!!! Rocznica śmierci Gandhiego. Zakaz sprzedawania alkoholu. Co my teraz zrobimy? Cale szczęście została jedna flasza z dnia poprzedniego.     Z nie do końca straconym honorem ruszyliśmy na imprezę. Catering na 20 osób alkohol leje się strumieniami no i bardzo fajni ludzie. Jednym słowem kolejna udana impreza w Indiach. Żyć nie umierać. Szkoda, że was tu nie ma ze mną. Na pewno by się większości z was podobało.

Kuzynkę pożegnałem w niedzielne popołudnie. Szkoda, że musiała już jechać, bardzo ją polubiłem. Teraz niech ona czeka jak ja ją odwiedzę w Delhi:)

1 komentarz: