sobota, 10 lipca 2010

Nomadzi Północy 29 czerwiec Amritsar


Godzina 7 rano, kolejna ranna pobudka:( To maja być wakacje codziennie wstajemy ok 6, zalatani, zmęczeni, niewyspani:) Taka jest cena podróżowania. W 5 gwiazdkowym hotelu budziłbym się o 11 szedł na basen i cały dzień drinkował i jadł rożnego rodzaju rarytasy:) ale czy o to chodzi w podróżowaniu. Gdzie jest ten dreszczyk emocji? Gdzie jest przygoda? Tu nigdy nie wiesz, co Ciebie spotka na kolejnym zakręcie. To nadaje właśnie uroku podróżom. Człowiek czuje się wolny i przemierzjąc niezmierzone tereny, odkrywa świat.
 Amritsar wita!! Oczywiście, kto pierwszy nas zaczepia... Znowu zgraja rikszarzy czyhająca na nasze ciężko zarobione rupie:) Jak zwykle zacząć trzeba od procesu targowania. Po 15 minutach udaje nam się wynegocjować opcje, w której nie oszukują nas aż tak bardzo:) Po poszukaniu w miarę przyzwoitego hostelu postanawiamy zjeść śniadanie mistrzów. Mamy Polska puszkę ‘Gulaszu Angielskiego’ WOW!!!!!!
Amritsar to miasto znajdujące się niedaleko granicy z Pakistanem, zaledwie 30km. Jest to święte miasto dla wszystkich Sikhów. Znajduje się tam Złota Świątynia, w której przechowywana jest święta księga Sri Guru Granth Sahib. Sikhowie wierzą w jednego Boga, który jest bez postaciowy i nie ma nawet imienia. Według nich każda religia wierzy w to samo I nie ma różnicy czy to Allach, Jahwe, Budda czy Shiva. Jest to bardzo przyjazna nacja. Nie wiem, dlaczego ale czułem, że są oni godni zaufania. Każdy Sikh charakteryzuje się 5 atrybutami: długie włosy uwiązane codziennie w koka z przodu głowy, sztylet, specjalna bielizna, metalowe bransolety i turban.
Po śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie. Mieszkaliśmy nie daleko Złotej Świątyni wiec postanowiliśmy udać się tam na samym początku. Wyczytaliśmy w Lonely Planet, ze potrzebne nam jest nakrycie głowy, żeby wejść na teren świątynny. Wiec, co będzie lepsze w Punjabie niż turban. Szybko zmieniliśmy kierunek na sklep z tymi wspaniałymi nakryciami głowy. Przed wami szybka szkoła jak zawiązać porządnie turban na głowie. Jeszcze nie próbowałem samemu, ale wydaje się gorsze od wiązania krawata:):):)

Po wyjściu ze sklepu staliśmy się prawdziwa atrakcja Amritsaru:) Wszyscy ludzie na około skupiali swój wzrok głownie na nas. Niezliczone tłumy hindusów robiły sobie z nami zdjęcia. Jak sobie człowiek pomyśli w ilu teraz profilach na facebooku oznaczony jest jako ‘mój biały przyjaciel’, to aż starch się bać:) No, ale kto by się oparł takim trzem przystojniakom? Zreszta sami oceńcie.
W końcu przed nami Złota Światyna. Jak zwykle trzeba było wchodzić tam na boso:) Tylko tym razem coś nowego. Przed wejściem na teren świątynny trzeba było przejść przez taki basenik z woda. Cale szczęście w moim woda była swieżo wymieniona ale obok mnie była aż szara  od brudu:)
Świątyna znajduje się po środku świętego zbiornika z woda, w którym Sikhowie odbywają święte kąpiele. Nie wiem, w jakim celu to robią, ale na całej długości basenu znajdowali się ludzie obmywający ciało i pijacy tą wodę. Niestety turyści nie mogli zamaczać, żadnej części swojego ciała w tej świętej wodzie.
Świątynia robi ogromne wrażenie. Światło słoneczne odbija się od złotych ścian i znika w czeluściach świętego basenu. Czuje się świętość tego miejsca. Naprawdę sprawia ono, ze człowiek czuje się spokojnie i popada w zadumę. 
Dojście do centralnego punktu świątynnego nie jest takie proste. Należy ustawić się w kolejkę z tłumem pielgrzymów i czekać aż w żółwim tempie dojdziesz do środka. Nam zajęło to ok godziny. Może trochę krócej. Dobrze ze w miejscu kolejki podwieszone są wiatraki. Inaczej ludzie by tam padali jak muchy z tego gorąca:) Wewnątrz świątyni guru czyta teksty ze świętch ksiąg. Wszyscy zachowują powagę i składają bardzo tłusto wyglądające słodycze w podzięce za udana pielgrzymkę.
Następna atrakcja tego pięknego miasta jest ceremonia zamknięcia granicy Pakistansko-Indyjskiej. Odbywa się ona każdego dnia o 18. Pytanie tylko jak tam się dostać. Przed nami 30 km podroży. Jak to zwykle bywa problem sam się rozwiązał:) Na ulicy zaczepił nas paser i sprzedał nam bilety na 3 miejsca w 10 osobowym samochodzie. Podczas zakupu tych biletów nurtowało nas pytanie. Czy ten świstek papieru, za który zapłaciliśmy po 80rupii każdy, jest cos wart? Czy może znowu daliśmy się zrobić w konia jakiemuś hindusowi?

Cale szczęście koleś okazał się uczciwy. O 15 30 czekale na nas samochodu i bardzo mila rodzinka hindusów. Po 40 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce:) Tłumy Indian zmierzały w stronę granicy. Najpierw trzeba było przejść bramkę kontrolna, bo kto wie czy nie mam jakiejś bomby przy sobie:) Następnie mijamy parę punktów gdzie sprawdzają nam paszporty. Cale szczęście jesteśmy obcokrajowcami wiec proponują nam miejsca w sektorze dla VIP’ow:) Nie musimy się cisnąć w z podekscytowanymi hindusami w jednym rzędzie.
Na stronie Indyjskiej wiwatujący tłum. Ludzie biegają z flagami w kierunku granicy, dumnie wymachują i pokazują swój patriotyzm. Po drugiej stronie zaledwie pół trybuny zajęte jest przez naród Pakistański. Ciekawe, dlaczego tak jest?
Zaczęła się ceremonia. ‘Główni aktorzy’ dzisiejszego przedstawienia juz są na swoich miejscach. Zaczyna się show:)
Na pewno was ten filmik zaszokował. A to jest tylko mały fragment:) Możecie poszukać sobie na Youtube dluższe filmiki. Co tam się dzieje?? Żołnierze zamiast maszerować skaczą, biegają i wymachują nogami. Widać, że są mega wysportowani. Najlepsze jak podbiegali do granicy i robili postawę penera. Wyglądało to jak spotkanie kibica Lecha z kibicem Legi. Dwaj napuszeni przedstawiciele przeciwnych opcji pokazują swoja sile w zamaszystych gestach i okrzykach.
Przez cały czas trwania tego spektaklu strona pakistańska i indyjska próbowały się przekrzyczeć. Wyglądało to naprawdę śmiesznie. Jeden koleś krzyczał do mikrofony i jeśli trwało to dłużej niż u Pakistańczyków to po stronie indyjskiej wszyscy klaskali, a jeśli przegrali to słychać było tylko pomruki:):)
Widowisko było naprawdę ciekawe. Należy to zobaczyć na własne oczy, bo żądny filmik nie odda tej atmosfery, jaka panowała przy granicy.
Po powrocie udaliśmy się na zakupy. Pamiątki, pamiątki i jeszcze raz pamiątki:) Logan przodował w kupowaniu. Sklepy, stragany i Taj Mahal to chyba były jego ulubione punkty programu:):):)
Następnie udaliśmy się na nocne zwiedzanie Złotej Świątyni. Powiem wam ze po zachodzie słońca jest ona jeszcze bardziej piękna niż za dnia.
Już niedługo Himalaje:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz