środa, 27 października 2010

Laos - spokojna kraina dzikich imprez:)

Z samego rana śniadanie. Trzeba mieć siły, na granicy Tajlandia-Laos:) Kto wie co nas tam może spotkać:) Drobne dolary już uszykowane w kieszeni i ruszamy. Najpierw łódeczką przez Mekong i jesteśmy w tym nie znanym kraju. Na granicy wypełniasz formularz dajesz 30$ opłaty i masz nową wizę w paszporcie:) Nic strasznego, nic trudnego…

Za bardzo nie wiemy co robić w tym Laosie:) ale jak zwykle improwizujemy:) Ruszamy wykupić wolną dwu dniową łódkę, którą dopłyniemy do Luang Prabang, miasta znajdującego się na liście UNESCO.

Najpierw trzeba tam jednak dopłynąć. Na początku każdy ma problem z przerzuceniem się na nową walutę. Tajskie Bathy są proste do policzenia:) natomiast przy Laotańskich Kipach zaczyna się pewien problem. Przy prostej wymianie na granicy stałem się prawie milionerem:):):)

Wynajęliśmy miejsce na łodzi. Może niezbyt wygodne, ale za to cudne widoki Laosu rekompensowały wszystko. Wielki Mekong przecina wspaniałą dżungle i góry.  Niezapomniany krajobraz.

Po pierwszym dniu na łodzi wylądowaliśmy w malutkiej miejscowości na nocleg. Zakwaterowanie w Laosie jest bardzo tanie. Za cenę 10zł od pokoju masz warunki średnio budżetowe:) Czyli takie jakich prawie nigdy nie miałem na moich Indyjskich wojażach. Poznaliśmy tam bardzo miłą grupkę Polaków z Wielkopolski. Pozdrawiamy was serdecznie:)

Wieczorem, kiedy wróciliśmy do hotelu, okazało się, że w łazience mamy towarzysza. Ogromny pająk blokował swoją obecnością całą ubikację:) Narodziło się pytanie natury egzystencjalnej, Kto zabije tą jadowitą bestię:) Zgłosiłem się na ochotnika… Po trzech podejściach w końcu odważyłem się skrócić żywot temu potworowi:) Kiedy dostał klapkiem ruszył w moją stronę z niewyobrażalną szybkością:) Straciłem go z oczu, zaszył się gdzieś w swoich piekielnej norze czekając na odpowiedni moment, żeby zabić….



Kolejny dzień na łodzi. Tym razem płyniemy jeszcze gorszych warunkach. Nie ma miejsca, no i rejs trwa 9h. Ciągle biorę antybiotyki więc nie mogę nawet umilić sobie czasu za pomocą Beer Lao:) Całe szczęście widoki ciągle są nieziemskie:)

Całe szczęście wieczorem dopływamy do Luang Prabang. Znane z buddyjskich świątyń, wodospadów i nocnego targowiska. Ogólnie w Laosie nie ma wielu rzeczy do zobaczenia. Ludzie przyjeżdżają tutaj, żeby nic nie robić. W ciągu dnia przebywają wśród natury a wieczorem piją:)

Z samego rana udaliśmy się do najwspanialszego miejsca na ziemi Vang Vieng:) Trasa ok. 200km pokonana w jedyne 7 godzin:) No ale nie można narzekać na transport i odległości. W tym świecie człowiek musi się przystosować do wszystkiego:)  Na miejscu wynajęliśmy hotel udaliśmy się na kolacje a następnie…. Impreza:) Tu pije się z wiadra:) Zamawiasz wiaderko wódki z colą i pijesz:) Jak znasz lepiej miasto to wiesz gdzie i o jakiej porze rozlewają wiadra za darmo:) Jedna wielka impreza…

Znowu rano pobudka. Tym razem nigdzie się nie ruszamy. Zostajemy tutaj i bierzemy motorki na pół dnia. Ruszamy w stronę jaskiń, których w okolicy jest mnóstwo:) My mieliśmy tylko czas na dwie. Jedna, w której trzeba się było czołgać po mazistej powierzchni.

No i druga która posiadała niesamowitą błękitną lagunę:) Większość jaskiń w przeszłości było wykorzystywanych przez przemytników opium i innych towarów. W tym labiryncie podziemnych korytarzy ciężko było poszukać zbrodniarzy:)

No i przyszła pora na opowieść o …………. TUBING’u:):):) Nie ma na świecie lepszej rzeczy niż ta:) Co to jest Tubing??? W skrócie dostajesz dętkę od jakiegoś pojazdu i spływasz po Mekongu. Wydaje się mało ciekawe, ale…. Ten twój mały ponton to tylko środek transportu od jednego baru do drugiego. W każdym trwa mega wielka impreza. Darmowy alkohol leje się litrami:) Każdy bar oferuje inne atrakcje. Skoki z 10m na linie do wody, ślizgawki, beer-pong, błotna siatkówka i wiele wiele  innych:) Po powrocie do domu człowiek jest totalnie pijany i szczęśliwy. W hotelu szybka drzemka i wypad na imprezę po darmowe wiaderka…. Tak właśnie działa najpiękniejsze miejsce na ziemi. Jak nie wierzycie sprawdźcie sobie na youtube:)

Rano pobudka i trzeba ruszyć w kolejną trasę. Tym razem na 4000 wysp. Tylko trzeba zrobić parę przesiadek. Podróż trwa 20 godzin. Na początku zmieniamy autobus w Vientien a następnie o 6 rano kolejna zmiana w Pakse.  O 11 jesteśmy już na spokojnej tropikalnej wyspie na Mekongu:)

Co tu można robić…..??? Odpowiedz jest prosta NIC!!! Właśnie o to chodzi, żeby nic nie robić. Leżeć sobie w słońcu na hamaczku i delektować się słońcem i piwkiem:) My byliśmy jednak bardziej aktywni i wypożyczyliśmy rowery na cały dzień. Zwiedziliśmy piękne wioski i wodospady:) Naprawdę warto odwiedzić to miejsce, żeby naładować trochę baterie:)

Jutro rano Kambodża:) Moje największe marzenie już czeka…. Angor Wat:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz