poniedziałek, 11 października 2010

Początek przygody:)

W związku z tym, że wyprowadziłem się już z Indii, zmieniam lekko koncepcje mojego bloga. Ciągle będzie nazywał się Trojan w Indiach z logo Incerdible India na banerze:) Jestem teraz w trakcie mojej wielkiej azjatyckiej podróży:) W niecały miesiąc zamierzam, wraz z Adamem z Krakowa, przemierzyć parę krajów południowo-wschodniej Azji:) Zobaczymy jak mi to się uda:) Plan na najbliższy miesiąc- Brak planu tylko dobra zabawa….

Po opuszczeniu mojego wspaniałego Bombaju, po zostawieniu wielu znajomych i zakończeniu życia w Indiach:( udałem się do Malezji:) Wieczorem przywitał nas radośnie Kuala Lumpur i……. Big Mac na lotnisku:):):) Hmmmm jak przyjemnie zjeść wołowinę po 9 miesiącach głównie veg:)

W Kuala Lumpur zostaliśmy tylko jedną noc i cały dzień. Wystarczyło to do zobaczenia głównych atrakcji tego wielkiego biznesowego miasta. Wieczorem jak tylko dostaliśmy się do hostelu poszliśmy na nocne zwiedzanie chińskiej dzielnicy:) ogólnie miasto robi wrażenie. Szczególnie po Indiach kiedy widzimy, że na ulicach jednak może być czysto:)

Z samego rana pobudka. Petronas Towers czekają na nas:) Dwie niesamowicie wysokie i piękne, grafitowo-srebne wieże robią na człowieku ogromne wrażenie:) Stwierdziłem, że jak wrócę do Polski to wyśle CV do Petronasa:) Fajnie by było tam pracować:)

Gdy dotarliśmy pod wieże o 8 rano, czekała nas 2 godzinna kolejka:) Cierpliwie wyczekaliśmy na swoją kolej do kasy i ……. Okazało się, że najbliższe bilety na windę będą dostępne na 14:) Kupiliśmy je i opuściliśmy bliźniacze wierze by udać się do oddalonych o 13km Batu Caves:)

Batu Caves słynne są z powodu wielkiego 40m posągu Shivy stojącego przed wejściem do jaskiń:) W Indiach widziałem dosyć dużo świątyń w jaskiniach, ale te był zdumiewające. Nawet bez tej świątyni w środku, byłyby warte zobaczenia. Na początku trzeba było się wspinać po ok. 300 stromych schodach na górę a następnie wchodziło się do pięknej groty pełnej kolorowych budynków i małp:) Jak to zwykle z tymi zwierzakami bywa, gdy widzą turystów zaczynają podkradać im jedzenie. Mi 2 razy wyrwały cole. Całe szczęście po lekkiej szarpaninie udało mi się wyrwać moją drogocenną butelkę:)

Zwiedziliśmy jeszcze małą bujną dżunglę w środku miasta:) Bardzo ładna, widziałem nawet dziko rosnące Duriany:) Tak dla wyjaśnienia Durian jest to według ekspertów ‘król owoców’. Zawdzięcza on ten tytuł swojemu wspaniałemu smakowi. Niestety zapach jest odrażający:( Spożywanie tego owocu jest zabronione w miejscach publicznych, hotelach, samolotach itd. Pamiętam jak kiedyś pracowałem w Anglii i jedna dziewczyna przyniosła Duriana….. Kantynę przez dwa dni wietrzyliśmy:)

W końcu nadeszła  niezapomniana chwila. Wjeżdżamy mega szybką windą na most łączący 2 wieże. Widok na miasto niesamowity. Wszystko jest wspaniałe. Nigdzie nie widać slumsów. Wszystko się zmienia po Indiach:)

Po powrocie do hostelu, ostatni posiłek na Chińskiej dzielnicy i szybciutko na lotnisko. W końcu Tajlandia już za nami czeka:)

Bangkok…… OHHHH MYYYY GOOOOOOD!!!!!!!! Jedna wielka impreza:) Udaliśmy się na Khaosan Road najbardziej rozrywkowej dzielnicy miasta. Tanie noclegi, jedzenie i dziewczyny:) Wszędzie pełno ludzi, głośna muzyka alkohol leje się do okoła. Na każdym kroku zaczepiają Cię dziewczyny…. Należy jednak pamiętać podstawową zasadę obowiązującą w Tajlandii. Jeżeli dziewczyna jest za ładna i za chętna to na pewno jest facet:)

Długo by opowiadać o nocach w Bangkoku. W sumie spędziliśmy je dwie:), ale co się zdarzyło w Tajlandii zostaje w Tajlandii:):):) Jednym z ciekawszych momentów był Ping-Pong Show:) Ze względu na osoby niepełnoletnie czytające bloga, nie będę się rozpisywał:) Każdy może sobie w gogle napisać i sprawdzić co to jest:) W każdym razie naśmiałem się mocno i od teraz szukam żony która otwiera piwo za pomocą …………..:):):)

W ciągu dnia Bangkok nie wydaje się taki szalony. Wręcz przeciwnie:) staje się bardzo uduchowionym miastem, pełnym złotych buddyjskich świątyń. Nie będę opisywał wszystkich, ale są naprawdę godne polecenia. Piękne dachy i złote wykończenia zapierają dech w piersiach.

Wszędzie znajdują się złote posągi Buddy, w różnych pozycjach: stojący, leżący, siedzący itd. Przepiękna robota. Czysto w środku a nie jak w indyjskich świątyniach pełno śmieci na podłodze. Ściany zdobione są wspaniałymi malowidłami przedstawiającymi zazwyczaj walkę demonów z ludźmi i bogami…

Drugiego dnia rano udaliśmy się poza miasto na pływający targ:) Na wiosce znajduje się masa kanałów, którymi płyną łódko stargany. Ciekawy pomysł kupować jedzenie i pamiątki z łódki do łódki.

Prawie zapomniałem…. Jak można nie być w Bangkoku i nie zjeść smażonych robaków. Najbardziej smakowały mi takie białe i długie, chociaż pasikoniki też nie były złe:) Najmniej smakowały mi skorpiony, puste w środku no i szczypce są dosyć twarde:)

Po Bangkoku udaliśmy się na wyspę Koh Tao:) Ale to już kolejna historia….

2 komentarze:

  1. i can see hakuna matata :D

    beautiful pics

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam twojego blogaaa! nie przestwaj pisac :) nawet juz po swojej wyprawie po azji :)

    OdpowiedzUsuń